Sto kilometrów z Bielska-Białej do Promnic i z powrotem, w dużej mierze po szutrach i żwirze, na ostrym kole? Damy radę! Chociaż ok, przyznaję, dzisiaj czuję się jakby przejechał mnie czołg…
A jak dokładnie przebiegała trasa? Początek dobrze nam znanymi i popularnymi wśród lokalnych kolarzy drogami – przez Mazańcowice, Ligotę i Zabrzeg nad Jezioro Goczałkowickie, szybki przejazd przez zaporę i prosto do Pszczyny. Tutaj chwila odpoczynku z widokiem na zamek i ruszamy dalej – tym razem w nieznane…
Jeszcze przez chwilę jest spoko. Przedsmak tego, co nas czeka dalej daje nam szutrowa „aleja Dębowa”, którą dojeżdżamy do stacji kolejowej w Piasku. Potem kawałek asfaltu, aż w końcu wjeżdżamy w las. Dosłownie… Początek jeszcze nie jest najgorszy, da się jechać bez większych obaw. Później zaczynają się betonowe płyty, na których musimy bardzo uważać. Najgorszy jest jednak luźny, najwyraźniej świeżo wysypany, żwir. Zwalniamy niemal do zera i zaczynamy rozmyślania o przewadze roweru przełajowego nad szosowym. Na szczęście w oddali zaczyna majaczyć asfalt – serio, w życiu nie sądziłem, że ucieszę na widok tej nawierzchni. Jeszcze dziesięć metrów, pięć, trzy… a ja jadę na obręczy…
Szybka wymiana dętki i lecimy asfaltem do Kobióra. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy się nie zgubili. Orientujemy się, gdy znowu wjeżdżamy do lasu. To nie tak miało być! Rzut oka na mapę, kilkukilometrowy powrót i znów jesteśmy na dobrej drodze. Teraz do Promnic już prosto jak strzelił. Nawierzchnia na szczęście w większości asfaltowa. No dobra, kiedyś była asfaltowa, teraz jest raczej dziurawa, ale to i tak luksus w porównaniu z tym, co za nami.
Sam zameczek może się podobać, chociaż subiektywnie nie robi oszałamiającego wrażenia. Nie byliśmy jednak wewnątrz, a wydaje się, że właśnie tam czeka „efekt wow”. Ten efekt można uzyskać również studiując restauracyjne menu, a zwłaszcza ceny. Na szczęście dla przypadkowych odwiedzających przygotowano możliwość posiedzenia w ogródku, przy grillu i piwie. Dla nas to też możliwość, by opracować drogę powrotną.
Z Promnic ruszamy w kierunku ekspresowej „jedynki”, którą przecinamy na wysokości Zajazdu pod Dzikiem (jeżeli ktoś chociaż raz jechał z Bielska w stronę Katowic to na pewno kojarzy) i… znowu wjeżdżamy do lasu. Na szczęście leśne drogi, którymi przyszło nam wracać, okazały się dużo przyjemniejsze niż te, którymi jechaliśmy w kierunku Promnic. Bez problemów docieramy do miejscowości Studzienice, skąd już asfaltem wracamy do Pszczyny i dalej do domu. Na mecie aplikacja pokazuje niemal równe 100 kilometrów. Zarówno my, jak i rowery, mocno oberwaliśmy tą trasą, ale ostatecznie to był dobry dzień!
Zobacz też:
- Na rowerze do Pszczyny
- Rowerem nad Jezioro Goczałkowickie
- Na ostro do Cieszyna (Bielsko-Biała – Cieszyn – Bielsko-Biała)
1 thought on “Na przełaj na ostrym kole (Bielsko-Biała-Pszczyna – Promnice – Pszczyna-Bielsko – Biała)”