Janosikowe Diery: idealne na niedzielny spacerek?

Janosikowe Diery wydają się być jednym z najpopularniejszych i chętnie odwiedzanych przez turystów miejsc Słowacji. Postanowiłem sprawdzić, o co tyle szumu.

Na początek garść informacji praktycznych. Po pierwsze, na miejscu znajdziecie sporo parkingów – zarówno tych „oficjalnych”, jaki i na prywatnych posesjach. My zdecydowaliśmy się na parking przy hotelu Diery, praktycznie tuż przy wejściu na szlak. Nieco ponad pięć godzin postoju kosztowało nas 8 euro. Pozostałe parkingi są tańsze – widziałem ceny rzędu 5 euro za dzień. Wchodząc na szlak można uiścić dobrowolną opłatę w wysokości 2 euro.

Nasza trasa prowadzi szlakiem niebieskim (Dolne Diery) do rozejścia Ostvrne, żółtym na Podžiar(Nowe Diery, szlak jednokierunkowy), i znów niebieskim (Górne Diery) na rozejście Pod Pálenicou. Tam zawracamy i schodzimy najpierw zielonym, a potem żółtym, z powrotem na Podžiar i dalej niebieskim na parking. W sumie jakieś 10 kilometrów, na przejście których należy przeznaczyć około 3 godzin plus przerwy. Na Podžiarze czekają dwie koliby i sporo miejsca do odpoczynku. Jest też coś na kształt mini zoo, które cieszy oczywiście głównie najmłodszych. Przejście przez to miejsce dwukrotnie jest więc dobrym pomysłem.

Jeżeli ktoś ma ochotę na zapierające dech w piersiach widoki, to nie tutaj. Klimat jest za to pierwsza klasa, uroku nie można Dierom odmówić. Oczywiście największą atrakcją – a przy okazji też trudnością – są elementy stworzone przez człowieka: platformy, drabinki i łańcuchy. Do tego miejscami jest naprawdę wąsko. Idealne warunki, by trochę powalczyć ze swoimi lękami, jeżeli ktoś takowe ma (pisze to człowiek, który kilkanaście lat temu miał problem z wejściem na drabinę wyższą niż metr). Ogólnie szlak zaskoczył mnie pod względem technicznym. Nie ma tu bowiem nie wiadomo jakich przewyższeń, jest za to sporo przeszkód. I nie mówię tu tylko o tych wymienionych powyżej, ale też o naturalnych, takich jak ogromne korzenie, kamienie i skały.

I tu pojawia się pierwszy problem Dierów. Mam bowiem wrażenie, że ludzie nie traktują tego miejsca poważnie. W Internecie roi się od wpisów chwalących Diery jako idealnych na niedzielny spacerek z rodzinką. I mogą one takim miejscem być, ale wymagają odpowiedniego przygotowania – przede wszystkim w kwestii obuwia. Ja sam zdecydowałem się na buty do biegania i momentami żałowałem. Miejscami jest bowiem cholernie ślisko, a do tego, jak wspomniałem przed chwilą, wcale nie jest tak łatwo. Tymczasem ludzi w sandałach można było spotkać niemal na każdym kroku. A przecież to mimo wszystko górskie szlaki, a nie spacer po parku! Przejście szlaków z dziećmi nie powinno być wyzwaniem, jeżeli lubią chodzić i nie boją się wysokości. Z psem może być trochę gorzej – jakiś Słowak idący przed nami musiał zawracać, bo jego labrador nie miał ochoty skakać po szczeblach, a na noszenie na rękach był ciut za… duży.

Drugi problem po części też wynika z popularności tego miejsca. Duża ilość turystów w połączeniu z ograniczoną przepustowością wielu miejsc skutkuje korkami. Trzeba odstać swoje w kolejce, czekając, aż wszyscy przejdą przez wąskie gardło. O utrzymaniu dobrego tempa w słoneczny, weekendowy dzień nie ma więc mowy.

Z pewnością jest to miejsce ciekawe, warte odwiedzenia i zasługuje na polecenie. Taka forma wspinaczki jest bardzo ciekawą odskocznią. Do tego, dostępną w zasadzie dla każdego. Tylko pamiętajcie o butach!

A na koniec ruchome obrazki z głosem:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.