Za oknami ciemno, zimno i wieje. To dobry moment, by pomyśleć o wakacjach. Popuśćmy wodze fantazji – przed Wami lista miejscówek, które z przyjemnością odwiedzilibyśmy z rowerami.
W zasadzie lista składa się z czterech krajów i jednego miejsca ściśle związanego z rowerami. Oczywiście miejsc wartych odwiedzenia jest całe mnóstwo, dlatego poniżej prezentuję moje osobiste TOP 5 – w kolejności od najbardziej przyziemnego do najmniej realnego.
5. Włochy
Niby nic specjalnego, a wybieramy się tam z Basią od jakichś trzech lat i wybrać nie możemy. Możliwości jest tam zatrzęsienie – do tej pory myślałem głównie o Trydencie i okolicach jeziora Garda. Tegoroczny przewodnik popełniony przez Michała zwrócił moje myśli ku Livigno. Bike parki i naturalne szlaki charakteryzujące się nieustannym flow i zapierające dech w piersiach widoki – dwa razy powtarzać nie trzeba, już się pakuję! I może w przyszłym roku w końcu się uda…
4. Szkocja
Wielka Brytania słynie z niesamowitych traili. Mogąc wybrać jeden z brytyjskich krajów chyba postawiłbym na Szkocję, chociaż Walia też nie brzmi źle. Szczególnie ciekawe wydają się 7stanes – trail centra (jest jakiś polski odpowiednik tego pojęcia?) na południu kraju. Jak łatwo wywnioskować z nazwy jest ich siedem, a „stanes” w nazwie oznacza kamienie – w każdym centrum znaleźć można unikatową rzeźbę z kamienia, odzwierciedlającą lokalny mit bądź legendę. A do tego Szkocja to wyjątkowe krajobrazy, okazałe zamki no i oczywiście… szkocka!
3. Norwegia
Norwegia to miejsce, które chciałbym odwiedzić tak po prostu. Wiecie, jedzące z ręki fiordy, wszechobecna zieleń, okazałe wodospady, zorze polarne i jasne noce. A do tego minusy w postaci cen z kosmosu i niemal prohibicji. Tak naprawdę o Norwegii nie myślałem wcześniej w kontekście rowerowym – zmienił to ten artykuł. Popatrzcie tylko na te zdjęcia! Nie wiadomo, czy jeździć, czy stać i podziwiać widoki. Szkoda tylko, że cena takiej wycieczki jest raczej… zaporowa.
2. Whistler
Co tu dużo mówić – rowerowa mekka, kultowa miejscówka. Nikomu chyba jej przedstawiać ani opisywać nie trzeba I chociaż nie jestem fanatykiem bike parków, to tam po prostu trzeba się pojawić.
1. Nowa Zelandia
Moje największe osobiste marzenie turystyczne w ogóle. Piękny kraj, a do tego ojczyzna między innymi Kellyego McGarry’ego, zawodów Crankworks Rotoura, bike parku Queenstown i oczywiście hobbitów. Wychodzi na to, że lubię bajkowe klimaty, bo to kolejne miejsce na tej liście charakteryzujące się zapierającymi dech w piersi krajobrazami. Spełnieniem marzeń byłaby wycieczka do Nowej Zelandii sama w sobie, rower to tylko dobry dodatek.
A może dzikie tereny Gruzji? Czerwone skały Utah i Arizony? Wybór jest ogromny… A jakie są Wasze rowerowe destynacje marzeń?
n.zelandia. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby