Miłość z przeszkodami, czyli NS Rag +1 po sezonie

Uszkodzony Rag zerka na mnie z przedpokoju, jakby chciał zapytać, czemu od dwóch miesięcy nigdzie nie jeździliśmy i kiedy to się zmieni. Nie udało się zrealizować wszystkich planów na ten sezon (normalka), ale można go już podsumować. Czy NS Bikes Rag +1 był dobrym wyborem?

Zaczęło się od postanowienia

Kiedyś kupię sobie gravela. Jeszcze nie wiem kiedy, jakiego i za co, ale kupię. Taka myśl towarzyszyła mi przez kilka lat. W realizacji postanowienia pomogło mi okołocovidowe zamieszanie z dostępnością rowerów. A raczej jej brakiem. Uznałem, że trzeba kupować, póki jest jako taki wybór. Jednocześnie nie miałem żadnych preferencji co do marki i modelu. Ba, nie miałem nawet określonego budżetu! Jednak przy założeniu, że rower będzie ze mną przez kolejne kilka (a może kilkanaście) lat i patrząc na ambitne plany, jakie wobec niego mam, odrzuciłem najbardziej budżetowe propozycje. Absolutnym minimum były dla mnie hamulce hydrauliczne i karbonowy widelec. Przegląd sklepowych ofert nie napawał optymizmem – Rag +1 wydawał się najsensowniejszym wyborem. Nawet jeśli po drodze zdążył podrożeć o jakieś 500 złotych…

Koniec gadania, kupiłem gravela

Czy on mi się podoba?

NS słynie z tego, że robi ładne rowery. Ale przyznam szczerze, że Rag niespecjalnie mnie zauroczył pod tym względem. Na zdjęciach wygląda jak zwykły granatowy rower z białymi dodatkami. Zyskuje na żywo. Lakier najlepiej wygląda w słońcu. I jak rower jest czysty, czyli w moim przypadku rzadko. Serio, mam wrażenie, że ten rower jakoś wyjątkowo przyciąga zabrudzenia. Wystarczy krótka jazda, by był tak zakurzony, jakby stał kilka miesięcy w piwnicy. Wracając do wyglądu – im bardziej się mu przyglądasz, tym więcej detali dostrzegasz. Typowe dla NS-ów petrolowe piasty i szprychy to przysłowiowa wisienka (truskawka?) na torcie.

No dobra, ale jak to jeździ?

Wszechstronność – to słowo, które powinno cechować każdego gravela. NS stanowi kompromis między dobrym zachowaniem na asfalcie a dzielnością poza nim. Może z niewielkim wskazaniem jednak na ten asfalt. Na spokojnych wycieczkach z typowo szosowymi znajomymi pozwala utrzymać tempo. Zjazd z asfaltu nie robi na nim większego wrażenia do momentu, gdy jest w miarę gładko. Wystające korzenie i luźne kamienie wymagają nieco więcej uwagi, głównie ze względu na opony. WTB Raddler mają raczej niewielki bieżnik i są stosunkowo wąskie (40 mm). Średnio dogadują się też z mlekiem i nie trzymają ciśnienia. Osobiście wolałbym więcej mięsa. Jeżdżenie po asfalcie mam głęboko, więc w przyszłym roku zamierzam je wymienić na coś nastawionego bardziej na jazdę w terenie. Przy okazji – w sklepowych specyfikacjach Raga wpisywane są opony Panaracer Gravel King, ale już na zdjęciach producenta widać rower na Raddlerach i takie też są założone w sprzedawanych Ragach.

Naturalnie najlepiej Rag czuje się na długich trasach z mieszanymi nawierzchniami. Zrobienie na nim 100 i więcej kilometrów nie wymaga wyrzeczeń. Nie jest to może najwygodniejszy gravel, na jakim jeździłem, ale nawet podczas pokonywania (prawie) 200 kilometrów po śląskich lasach nie czułem ani razu, że wybrałem zły rower.

O tym jak wstałem przed 7 i poszedłem przejechać 200 kilometrów

Żeby nie było jednak tak idealnie, znów muszę się przyczepić do topornego napędu SRAM Apex. Jego praca pozostawia wiele do życzenia i nie ma nic wspólnego z płynnością. Jest bardzo mechanicznie, z wyraźnymi kopnięciami i szarpnięciami. A do tego głośno. Konkurencja jest pod tym względem o niebo lepsza. Przy okazji to właśnie SRAM jest powodem, dla którego mój Rag od dwóch miesięcy stoi unieruchomiony w przedpokoju.

Zaczęło się od tego, że podczas jednej z wycieczek przerzutka postanowiła zaprotestować i pozbawić mnie możliwości korzystania z trzech największych blatów. Regulacja pomogła… na jakieś 50 kilometrów. Potem Apex postanowił dokonać autodestrukcji, przy okazji uszkadzając też koło. Niestety, z różnych powodów na reanimację musi poczekać do wiosny…

Czy było warto?

Tym samym nie zrobiłem na nim kilkuset zaplanowanych kilometrów, a pierwszy wspólny sezon zakończył się w sposób burzliwy. Mam nadzieję, że kolejne będą już spokojniejsze. Tym bardziej, że z każdym przejechanym kilometrem coraz mocniej przekonywałem się, że zakup gravela był strzałem w dziesiątkę.

A czy dobrym wyborem był zakup NS Bikes Rag +1? Mówiąc ogólnie: rower spełnia wszystkie oczekiwania. Stanowi świetny kompromis między bezbolesnym pokonywaniem asfaltów i możliwością jazdy poza nimi. Osobiście wolałbym, gdyby ten akcent był przesunięty minimalnie w kierunku jazdy w terenie. Po cichu liczę, że zmiana opon załatwi ten temat – nawet kosztem jazdy po asfalcie, na której niespecjalnie mi zależy.

A jeżeli chcecie zobaczyć, gdzie udało mi się zabrać Raga, to w linkach znajdziecie kilka relacji:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.