Sonia jedzie swoje

Jedna z najszybszych jeżdżących dziewczyn w Polsce, reprezentantka Polski w Pucharach i Mistrzostwach Europy, wielokrotna Mistrzyni Polski w Downhillu, wice-mistrzyni Polski w Enduro a prywatnie najlepsza sąsiadka ever. Sonia Skrzypnik wpadła na herbatę, a przy okazji wypytaliśmy ją o plany na ten rok.

Wracasz do ścigania po przymusowej przerwie. Skreślasz dni w kalendarzu, odliczając czas do pierwszego startu?

Jestem bardzo zmotywowana po sezonie 2016,  chociaż nie przeżywam już tak bardzo tego, że poprzedni sezon potoczył się tak, a nie inaczej. Pierwszy start jest 19 marca w Pucharze Portugalii klasy C1, Nie skreślam dni w kalendarzu, ale presja czasu jest jak co roku przed rozpoczęciem ścigania, chce aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.  

Masz już ustalony cały kalendarz na 2017?

Tak. W planach jest 12 startów, ale może coś się jeszcze zmieni. Problemem są nakładające się daty różnych imprez – chciałabym być w dwóch miejscach naraz, ale tak się nie da. Sezon zapowiada się pracowicie, wyjazdów jest dużo. Czuję niedosyt po zeszłym sezonie, który zaczął się bardzo obiecująco.

Będziesz startować w Polsce i za granicą? Stawiasz tylko na downhill, czy rozważasz jakieś inne dyscypliny?

Planuję starty zarówno w kraju, jak i za granicą. Wybieram się również na zawody enduro i rozważam debiut na Mistrzostwach Polski w fourcrossie. Pomysł ambitny, ale przy odpowiednim przygotowaniu i wierze w siebie jest szansa na dobry wynik.

Stawiasz sobie jakieś konkretne cele na ten sezon?

Będę jechać swoje. Staram się nie deklarować, że będę pierwsza na jakichś zawodach, bo to rodzi niepotrzebny stres. Trzeba dawać z siebie sto procent i wykręcać najlepsze czasy, na jakie mnie stać. W Polsce chcę zrobić duży „come back”, bo kilka osób chyba zdążyło już o mnie zapomnieć 😉

Jakiś czas temu zaczęłaś zbiórkę na start w Portugalii, o którym wspomniałaś na początku. Udało się zebrać całą kwotę?

Został jeszcze niecały tydzień, ale nie uda się zebrać całej planowanej kwoty. Niemniej jednak fakt, że udało się zebrać niemal połowę uważam za ogromny sukces i dziękuję wszystkim, którzy dorzucili się do tego startu. Jest to dla mnie bardzo ważne, bez pomocy tych osób na pewno byłoby mi znacznie trudniej. Dzięki tej akcji pozyskałam też nowego sponsora, IBC Corporate Solutions Ltd.

Nie udało się zebrać całej kwoty, ale do wyjazdu dojdzie?

Tak, dzięki tym wszystkim ludziom, którzy we mnie wierzą i dorzucili swoje cegiełki – nawet te najmniejsze – oraz nowemu sponsorowi, wyjazd dojdzie do skutku. Stawiam wszystko na jedna karte! Dobre słowa od wielu osób bardzo mnie zmotywowały. Pragnę wspomnieć o moim przyjacielu  Bartoszu Magdziarzu, który wspiera mnie w tym wyjeździe od strony logistycznej, dając mi ogromne zaplecze i komfort psychiczny. Przed nami długa jazda samochodem, ale razem damy radę!

Przy okazji tej zbiórki rozpętała się spora dyskusja na temat sponsorów i form finansowania zawodników.

Rozpętała się burza, dyskusja, która była niepotrzebna. Nie ukrywam,  zrobiło mi się przykro , że tak szybko i łatwo przychodzi niektórym ocenianie ludzi. Dostawałam prywatne wiadomości z wyliczeniem kosztów podróży i wiadomościami w stylu “więcej sprzętu niż talentu”. Gorąco Was pozdrawiam, podcinacze skrzydeł! Robiłam, robię i będę robić swoje a Wam dziękuję za motywację i życze wam samy sukcesów sportowych!

Ok, muszę trochę podrążyć temat – dlaczego zdecydowałaś się na taką formę finansowania tego startu? Co go odróżnia od innych, że musiała się odbyć dodatkowa zbiórka?

Ten start jest ponadprogramowy, co zresztą wyraźnie zaznaczyłam. Ze sponsorami miałam już ustalone konkretne starty, budżety były już pozamykane kiedy dowiedziałam się o tej imprezie. Jako osoba zwariowana i ambitna uznałam, że Polaków na zawodach downhillowych w Portugalii jeszcze nie było, więc trzeba tam jechać. Prosta matematyka szybko jednak pokazała, że finansowo będzie to ciężkie do zrealizowania. Uznałam, że być może są jakieś dobre dusze, które we mnie wierzą i postanowiłam wyjść do nich z pytaniem o pomoc. W końcu kto pyta, nie błądzi. Niemniej jednak gdyby nie moi sponsorzy OSHEE, Horizon Bikes, Juice LubesBikeline.plTSG INTERNATIONAL HSE / TSG / ROTOR, Shimano-MTB, ContinentalMTB, Pro-BikegearHCC Components, SR Suntour Inc. Euro Bike Products Piotr Pawlak wyjazd byłby niemożliwy do wykonania. Dopinają wszystko na ostatnią chwilę, mając różne inne ważne sprawy. Pracują na 110% zeby ściągnąć dla mnie sprzęt i zaplecze przed prawie miesięcznym wyjazdem.

W zeszłym roku nie startowałaś, ale to nie znaczy, że próżnowałaś – założyłaś szkołę Jedziemy Swoje.

Historia tej nazwy zaczęła się podczas zeszłorocznego startu w Chorwacji. Jak powiedziałam głośno sama do siebie „jedziemy swoje” to od razu wiedziałam, że z tego stwierdzenia zrodzi się coś więcej. Tak się zaczął temat szkoły. Jak trochę wydobrzałam po kontuzji zaczęłam pracę w terenie z podopiecznymi, teraz poszerzamy ofertę o kolejne sporty i obozy szkoleniowe, więc wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie wiem, jak potoczą się losy szkoły, ale sprawia mi to ogromną przyjemność. Moi uczniowie bardzo mnie motywują do działania.

Większość szkoleń techniki jazdy trwa kilka godzin i skierowana jest do grup. U Ciebie wygląda to zupełnie inaczej.

Tak, z podopiecznymi spotykam się cyklicznie, a zakres szkoleń dobierany jest indywidualnie. Unikam szkoleń grupowych, bo trudniej jest na nich dotrzeć do każdej z osób, z którymi pracujemy. Cenię sobie obcowanie sam na sam z podopiecznymi. Możemy się wtedy lepiej poznać, dotrzeć, ja też się mogę od nich czegoś nauczyć. Nie wykluczam jednak szkoleń grupowych, bo zwyczajnie zaczyna mi brakować czasu na wszystko. Tym bardziej, że szykuję jeszcze jeden gruby projekt… Ale o tym na razie cisza 😉

Wspomniałaś o obozach – kiedy i gdzie pierwszy wyjazd?

W marcu jedziemy do Sanremo, gdzie zawsze zaczynam swój sezon treningowo.

Wszyscy jeżdżą wiosną do Sanremo…

Racja, bo to świetne miejsce do treningu. Nie wykluczam jednak wyjazdów w inne miejsca w przyszłym roku. W tym roku wyjazd będzie  tylko jeden. Nie miałam z kim jechać na swój obóz, postanowiłam więc zorganizować go sama pod własnym brandem. Nie mając żadnego zaplecza poprosiłam o pomoc Wojtka Koniuszewskiego z Totalbikes. Zgodził się, co jest przykładem na to, że można sobie pomagać będąc w pewnym sensie konkurencją dla siebie. Udostępnia nam między innymi busa oraz kwestie logistyczne. Gdyby nie ta pomoc, pewnie koszt wyjazdu byłby znacznie wyższy.

Zostało jeszcze jedno miejsce na ten wyjazd. Pytanie, dla kogo on jest? Sanremo uchodzi za trudne.

Trasy są faktycznie trudne. Mogłabym zaznaczyć, że wyjazd jest dla prosów, żeby z nimi potrenować na pełnej bombie. Myślę jednak, że równie ważna jest też atmosfera i to, że inni mogą coś z nich wynieść. Dlatego nie ma żadnych ograniczeń – uczestnicy mają być jeżdżący i chętni do nauki. W końcu trzeba zwiększać progres, stawiając sobie nowe wyzwania pod okiem doświadczonych osób. Jak to wyjdzie? Okaże się w praniu. Oby tylko wszyscy przywieźli dobre wspomnienia a mi dali moc do wygrywania w postaci pozytywnej energii 🙂

Przeczytaj inne wywiady:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.