Ściganie w nietypowym dla enduro formacie czy wycieczka w góry z nieco większą niż zwykle ekipą? Dla nas Puchar Bimbru był tym drugim, ale jak ktoś nastawiał się na ściganie, to też pewnie znalazł coś dla siebie.
Format
Tak naprawdę formatem Puchar Bimbru niczym się nie różnił od wszelkich alleycatów, czy rajdów spod znaku Korno, w których braliśmy udział w latach poprzednich. Była mapa, a na niej zaznaczone punkty, które należało odwiedzić. Był też dobrany idealnie limit czasowy. Dobór trasy zależał już od samych uczestników, a o końcowym wyniku decydowały w równej mierze taktyka, kondycja i umiejętności zjazdowe.
Organizacja
Na starcie pojawiło się mniej osób, niż sugerowała liczba zapisanych uczestników. Pewnie dlatego udało się uniknąć obsuw czasowych przy podpisywaniu cyrografów i wydawaniu pakietów startowych. Puchar Bimbru udowodnił, że fajnie przemyślany pakiet startowy nie musi kosztować pierdyliarda cebulionów. Kanapka z serem i jajka na twardo uzupełniały puste żołądki i dawały energię do dalszej jazdy, sernik był po prostu zajebisty, suszona wołowina idealnie skomponowała się z piwem na Błatniej, a na mecie na każdego czekała kiełbasa z ogniska. Znalazło się też miejsce na gadżet w postaci magnesu na lodówkę i dodatek praktyczny od Zielonych Wróżek. Warto też dodać, że wszystko było fajnie zapakowane. Ogólnie stronie wizualnej poświęcono sporo uwagi – wszystko, od pakietów startowych, przez mapkę po sam puchar i nagrody dla uczestników, idealnie ze sobą współgrało.
A kiedy już każdy dostał swój pakiet startowy i zobowiązał się do oddania nerki (oczywiście WSZYSCY przeczytali, co podpisują 😉 ), organizatorzy wyjaśnili zasady i rozdali mapki. A potem odbył się chyba najmniej dynamiczny start w historii jakichkolwiek wyścigów. Zamiast wsiąść na rowery i gnać przed siebie, wszyscy oddali się kontemplacji. Jej obiektem była oczywiście mapa. Znalazło się na niej sześć punktów obowiązkowych i trzy bonusowe. Bonusowe okazały się łakomym kąskiem – każdy z nich odejmował od czasu przejazdu aż godzinę! Jak łatwo się domyślić, ich rozmieszczenie wymagało mocnego zastanowienia, czy warto nadkładać drogi. Punkty umieszczono na obszarze od Cybernioka po Błatnią, uwzględniając – ku mojej wielkiej radości – jeden z najlepszych zjazdów, jakie oferuje ta okolica, czyli Harcerski.
Nasze założenia i ich realizacja
Podeszliśmy do tego startu turystycznie. Nie nastawialiśmy się na ściganie, raczej na nieco inną niż zwykle wycieczkę. I tym też Puchar Bimbru dla nas był. W dodatku co chwilę spotykaliśmy na trasie nowe osoby, z którymi mijaliśmy się lub pokonywaliśmy wspólnie jakiś odcinek trasy. Turystycznie postanowiliśmy też zrobić sobie przerwę na uzupełnienie płynów na Błatniej, co na pewno odbiło się na wyniku końcowym. Przed startem miałem trzy założenia:
- zaliczyć wszystkie punkty obowiązkowe i dojechać do mety;
- zmieścić się w wyznaczonym limicie czasowym;
- dobrze się bawić.
Zajęcie miejsca lepszego niż ostatnie traktowałem jako miły bonus. Od początku założyliśmy też z Basią, że jedziemy razem. Nie obyło się również bez awarii – na zjeździe z Błatniej w stronę Wapienicy Basia złapała kapcia. Naprawa kosztowała nas kolejne cenne minuty. Ostatecznie na mecie zameldowałem się jakieś pół godziny przed upływem czasu, zaliczając wszystkie punkty obowiązkowe i dwa bonusowe. Basia przyszła kilka minut później. Tak, przyszła – z kolejnym kapciem…
Puchary trafiły w ręce Doroty Juranek oraz Marcina Wardzichowskiego, który wykręcił jakiś kosmiczny czas. Pełne wyniki znajdziecie na stronie.
A kto nie był, ten…
Pierwsza edycja Pucharu Bimbru była rewelacyjną zabawą. Chyba nie tylko dla nas, ale dla większości uczestników (swoje zdanie można wyrazić w sekcji komentarzy…). Na plus zasługuje na pewno wysoki poziom organizacyjny – nie było praktycznie żadnych wtop, ani małych ani dużych. Czekamy na kolejną edycję, a w kuluarach mówi się, że Bimber już szykuje coś nowego.
P.S. Pojawił się pomysł, by nominować Puchar Bimbru do Enduro Award 2018. My jesteśmy za! Wystarczy kliknąć tu i wypełnić formularz. Czas upływa 25 września, więc trzeba spiąć poślady i zrobić to teraz.