Pierwszy kontakt z trasami na Krzywoniu zapamiętam na długo. Dawno nie jeździłem po czymś tak śliskim i wymagającym. Chociaż… powiedzenie, że po nich „jeździłem” to spore nadużycie.

Zanim przejdziemy do wrażeń z samych tras, ważna informacja – jeżeli chcecie się na Krzywoniu napić piwa, to musicie je sobie przywieźć w plecaku. To samo zresztą tyczy się wszystkich innych napojów czy jedzenia.
Rabka on Trailforks.comNie wiem, ile jest na Krzywoniu tras, ale na pewno więcej niż podaje Trailforks (dla jasności – na mapie Krzywoń to ten niżej, z niebieskimi i czerwonymi trasami). W trakcie podjazdu co chwilę dostrzegamy jakieś potencjalne linie. Skoro już wywołałem podjazd, to zacznijmy od niego. Samochód zostawiliśmy na parkingu oznaczonym jako „Uroczysko Krzywoń” i większość kilometrów w górę pokonywaliśmy podjazdem wzdłuż Mącicielki. W zasadzie cały podjazd jest do pokonania w siodle, chociaż ma kilka bardziej wymagających fragmentów – szczególnie przy dojeździe do wyżej zaczynających się tras.

Za to dojazd do Mącicielki jest tak krótki, że pierwsze słowa, gdy dostrzegamy bramę, brzmią: „ale to już?”. Nie zapowiada to też specjalnie długiego zjazdu. Mącicielka jest póki co jedyną legalną trasą na Krzywoniu. To flowtrail, za wykonanie którego odpowiedzialna jest ekipa Enduro Trails. Niestety, w porównaniu chociażby z Twisterem czy Sokolicą, Mącicielka wypada blado. Jest krótka, w kilku miejscach nieprzemyślana, ma kilka fajniejszych fragmentów, ale nic nie zapada szczególnie w pamięć.

Ale przynajmniej nie próbowała nas zabić, czego o pozostałych trasach nie można powiedzieć. Niestety, mnogość przecinających się ścieżek powoduje, że często musimy się zatrzymywać i wybierać, którędy pojedziemy dalej. Spotkany na górze lokales próbuje nam tłumaczyć co i jak. I tak na przykład, żeby zjechać Jacka, trzeba cały czas trzymać się prawej. Chyba za bardzo bierzemy to sobie do serca, bo jeden ze skrętów w prawo wyprowadza nas na prostą, stromą ściankę, którą mógłbym opisać jako „dupa na koło i dzida w dół”. Problem w tym, że jest cholernie ślisko. Rowery zamiast zjeżdżać, zsuwają się. Nawet na w miarę płaskich odcinkach trzeba walczyć o utrzymanie przyczepności i jakąkolwiek kontrolę nad rowerem – dawno nie miałem do czynienia z tak wymagającym podłożem.

Ścianka nas pokonuje. Potem jest jako tako, jeszcze jedna, już krótsza ścianka i droga. Zerkam na Trailforks i okazuje się, że zamiast na Jacku, byliśmy na Killerze. Nazwa adekwatna. Dajemy Jackowi jeszcze jedną szansę – okazuje się, że nie ma na nim takich niespodzianek jak na Killerze. Na sucho nie powinien sprawiać większych trudności. Chociaż, w moim subiektywnym odczuciu oznaczenie tras twórcy powinni przemyśleć. Te niebieskie spokojnie mogłyby być czerwone (poza Mącicielką oczywiście), a Oldschool zdecydowanie zasługuje na czerń. Szczególnie dwie ścianki z kategorii „tego się zejść nie da, a ja mam na rowerze zjeżdżać?”. Nawet w idealnych warunkach określiłbym je jako hardkorowe i przy moim poziomie umiejętności absolutnie niezjeżdżalne.

Pozostałe trasy sobie odpuszczamy. Jest zdecydowanie za ślisko, żeby cieszyć się jazdą, a walka z Oldschoolem pokonuje mnie psychicznie (fizycznie też, chociaż tylko jedna gleba przez cały dzień to i tak sukces). Zdecydowanie jednak trzeba na Krzywoń wrócić i zobaczyć, co jeszcze kryje. Najlepiej w czasie jakiejś suszy.
Tu miał być film, ale uznałem, że szkoda przestrzeni na serwerach YT 😉