Po drożdżówki, których nie było: Kocierz-Potrójna-Łamana Skała-Kocierz

20 kilometrów w Beskidzie Małym. Brzmi mało ambitnie. A jednak daje w kość…

To jedna z tych tras, które planowałem już od jakiegoś czasu, ale nigdy się nie składało. Planowałem tradycyjnie – w domu przed komputerem – więc nie do końca wiedziałem, czego się spodziewać.

Punktem startu jest Kocierz Rychwałdzki (Górny? Mapy nie są zgodne…). Stąd ruszamy zielonym szlakiem w kierunku zajazdu nad Przełęczą Kocierską. Już na początku dostajemy mały wycisk – podjazd początkowo przez łąki, a następnie las, okazuje się dość wymagający. W dodatku momentami szlak wygląda jak ponury żart wytyczającego.

Turystyka z przeszkodami…

Jednak od przecięcia z drogą asfaltową robi się dużo łatwiej i przyjemniej. W efekcie na Przełęcz docieramy stosunkowo szybko i nie pamiętamy nawet o początkowych trudnościach. Z Przełęczy Kocierskiej kierujemy się czerwonym szlakiem na Potrójną. Ten fragment akurat znam i wiem, czego się spodziewać. W pierwszej części szeroka droga z kilkoma nieznacznymi podjazdami i zjazdami nie stanowi problemu. Jedyną trudnością są tak naprawdę ogromne kałuże i grząskie błoto.

Większe podjazdy zaczynają się dopiero w części drugiej. Im bliżej celu, tym większa zadyszka i częstsze przerwy. Wciąż jednak trudno uznać trasę za wymagającą. O tym, że jest łatwo i przyjemnie świadczą też mijani i wyprzedzani ludzie. Nierzadko całymi rodzinami, od wnuków po dziadków. Dawno nie spotkałem się z takim tłokiem na szlaku.

Na Potrójnej obowiązkowa przerwa. Spotyka nas spory zawód – w Chatce nie ma drożdżówek. To znaczy są – nawet dwie blachy. Jedna już w piecu, druga czeka na swoją kolej i będzie gotowa za jakieś 40 minut. Obie dawno sprzedane… Musimy się obejść smakiem, nie możemy sobie pozwolić na długie czekanie. Tym bardziej, że jakoś umknęła nam nocna zmiana czasu na zimowy i nie jesteśmy przygotowani do jazdy po zmroku.

Ruszamy połączeniem szlaków czerwonego i żółtego w kierunku Łamanej Skały. Zaczyna się niewinnie – szeroki, w miarę gładki zjazd, nieznaczne podjazdy, wszechobecne błoto i kałuże, które towarzyszą nam w zasadzie od początku tej wycieczki. Zaglądamy na chwilę do Chatki Studenckiej, mijamy wyciąg na Czarnym Groniu. A potem już nie jest tak fajnie.

Łamana Skała to najwyższy punkt na naszej trasie. Żeby tam dotrzeć musimy trochę powalczyć z podjazdami. Niektóre są dość długie i strome, ale w zasadzie nic strasznego. Trudność sprawiają natomiast mokre korzenie i kamienie. Uślizgi kół co jakiś czas zmuszają nas do schodzenia z rowerów. Raz czy dwa musimy też przenieść rowery przez powalone drzewa. No i chyba już wspominałem o błocie i kałużach?

Zdecydowanie ten kawałek jest najmniej przyjazny. Nadrabia jednak klimatem. Potem krótki, nawet fajny zjazd i docieramy na Rozstaje pod Mladą Horą, gdzie odbijamy w zielony szlak prowadzący z powrotem do Kocierza Rychwałdzkiego. Przed nami trochę całkiem przyjemnych zjazdów. I kilka stromych i kamienistych, przypominających te dominujące w Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Oraz trochę nudnych podjazdów. Dużo błota i kałuż – to tak dla urozmaicenia. Mijamy Gibasówkę i… gubimy szlak.

Fot.: @punch_ann

Błąd jest kosztowny. Wysokość tracimy w najgorszy możliwy sposób – szeroką, początkowo kamienistą, a później znacznie gładszą drogą. Ostatnie kilometry do samochodu zamiast przez las, pokonujemy asfaltem. Najgorzej… Trasa nie należy może do wybitnych, ale dość mocno dała nam w kość. Do pełni szczęścia zabrakło tylko większego funu na zjazdach i drożdżówek. Po te drugie na pewno na Potrójną wrócę jeszcze tej jesieni lub zimą. Może być bez roweru, bo te tereny są świetne na piesze wycieczki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.