Jedni włączają ją nawet w drodze po bułki, inni wyśmiewają i uważają za zło wcielone. Oto kilka powodów, dla których ja osobiście lubię korzystać ze Stravy.

1.Wszystkie treningi w jednym miejscu
Ideą wszelkiego rodzaju aplikacji treningowych jest monitorowanie aktywności i Strava nie jest tu wyjątkiem. Jeżeli urodziłeś się w czasach, gdy rzucano kamieniami w dinozaury, prawdopodobnie do mierzenia przejechanych na rowerze kilometrów używasz licznika. Problem pojawia się, gdy w domu masz dwa rowery, albo gdy zdarza Ci się jeździć na rowerach pożyczonych czy testowych. Przekładanie licznika za każdym razem to głupota. Możesz mieć więcej liczników, ale wtedy wyniki musisz sumować. Na kalkulatorze… Kolejny problem powstaje, gdy uprawiasz inne aktywności – biegasz, pływasz, chodzisz po górach. Licznika ze sobą nie zabierzesz. A bez smartfona z domu nie wyjdziesz. Jeżeli lubisz prowadzić notatki w zeszycie w kratkę (lub – nowocześnie – Excelu), proszę bardzo. Ja wolę mieć dostęp do swoich wyników w każdym momencie, z telefonu czy komputera, dlatego wybieram aplikację. I jeszcze mi przysyłają film z podsumowaniem roku.
Pro tip dla osób, które nie ufają smartfonom i w ogóle nowoczesnej technologii – są na rynku fajne komputery. Wyglądem przypominają trochę archaiczne liczniki, ale mają GPS i łączą się… z aplikacjami. I na pieszą wycieczkę też je można zabrać. Witajcie w XXI wieku!
2. Zobaczmy to na mapie
Ilość przejechanych kilometrów w danym miesiącu czy roku to jedno. Ale dzięki tej stronie możesz zobaczyć swoje treningi ze Stravy mapie. I mimo, iż moja mapa wygląda bardzo słabo, to lubię do niej wracać w długie zimowe wieczory. I wyobrażać sobie, jak będzie wyglądała za kilka lat.

3. Smak rywalizacji czy mierzenie progresu?
Nie ma co się oszukiwać – prędzej polubię kolarstwo szosowe, niż zrobię jakiegoś KOM-a. Nie oznacza to jednak, że segmenty na Stravie są dla mnie bezużyteczne. Korzystam z nich, by sprawdzać własne postępy na danej trasie czy odcinku. Jasne, Strava nie jest pod tym względem doskonała – często wysypuje błędy a mierzony czas może być zależny na przykład od urządzenia. Dlatego wyniki traktować należy orientacyjnie. Mimo to warto wiedzieć, ile zajmuje mi zjechanie np. Twistera i o ile udaje mi się ten wynik poprawić.

4. Społeczność
Strava czy Endomondo już dawno przestały być tylko aplikacjami treningowymi i stały się serwisami społecznościowymi. Możliwość śledzenia ile i jak jeżdżą nasi znajomi może dać sporo motywacji i inspiracji. Do tego można się łączyć w kluby, a nawet zrobić coś dobrego dla świata, na przykład dzięki akcjom takim jak „Pomoc mierzona kilometrami” czy „Kręć kilometry po technologię”.
Oczywiście Strava – jak chyba każda aplikacja – nie jest idealna i może przyprawić o ból głowy. Często wyrzuca błędy, nie chce współpracować z urządzeniami, zawyża lub zaniża czas i dystans. Dodatkowo element rywalizacji wyzwala w niektórych dziwne zachowania – tutaj jednak zawodzi czynnik ludzki i jak ktoś jest debilem, to i tak będzie wyjeżdżał skróty albo spychał innych z trasy, byle być najszybszym. Mimo to obecnie nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie monitorować swoich aktywności w ogóle albo monitorować je w jakiś inny sposób. A Wy? Korzystacie z aplikacji, jesteście tradycjonalistami czy może w nosie macie, ile kilometrów rocznie wykręcacie?
A tak odnośnie niechęci Stravy do niektórych urządzeń: Strava i Huawei za sobą nie przepadają?