Najnudniejsza wycieczka roku – Kocierz na ostrym kole

Podjazd na Kocierz dał mi w kość i okazał się nie lada wyzwaniem. Szkoda tylko, że wcześniej prawie umarłem z nudów…

Na rozgrzewkę Przegibek

Z Bielska-Białej startuję do Międzybrodzia Bialskiego najkrótszą możliwą drogą – przez przełęcz Przegibek. Podjazd o długości prawie pięciu kilometrów, ze średnim nachyleniem 5,2% i przewyższeniem 248 metrów wydaje się dobrą rozgrzewką przed wspinaczką na Kocierz. Podjazd jest bardzo lubiany przez szosowców, nie należy jednak do wybitnie trudnych – nie jest sztywny i wydaje się stosunkowo krótki. No i ładnych widoków też brak… Na górze pamiątkowa fotka, a potem chwila radości na zjeździe. Niestety, na kolejną porcję radochy przyjdzie mi długo czekać.

Mogłem wziąć książkę…

Powiedzenie, że odcinek od Międzybrodzia do Żywca jest nudny to ogromny komplement. Jedyną rozrywką są chyba paralotniarze nad Żarem. Można by poczytać książkę, trzeba tylko uważać na duży ruch samochodowy. Na szczęście w Żywcu (Oczków) odbijam w kierunku Suchej Beskidzkiej. Znam tę drogę i wiem, że będzie ciekawiej. Niestety w moim kierunku z tendencją podjazdową. Cieszy za to świeżo położony asfalt. Dojeżdżam nim do Łękawicy i znów skręcam – tym razem znaki prowadzą wprost na Kocierz. Psychicznie nastawiam się już na czekający mnie podjazd. Tymczasem najpierw jest w dół, a potem… znowu płasko.

Za mną płasko…

Przede mną też nie lepiej… Matko, co za nudy… Snuje się ten asfalt pod kołami a ty modlisz się, żeby wydarzyło się coś ciekawego. W pewnym momencie zaczynają cię cieszyć nawet pęknięcia w nawierzchni, bo wyrywają z sennego otępienia. W sumie można ten czas poświęcić na przemyślenia. Na przykład – co ciekawego i przyjemnego widzą niektórzy w jeździe po asfalcie. Mój mózg jest jednak tak zniesmaczony tym, na co go skazałem, że zapina focha i wyłącza się, a ja jadę na autopilocie. 

Boli!

W końcu jednak zaczyna się punkt kulminacyjny całej wycieczki. Podjazd na Kocierz z Kocierza Moszczanickiego ma (według danych znalezionych w sieci) 6,8 kilometra długości, 309 metrów przewyższenia i średnie nachylenie 4.6%. Na ostrym kole okazuje się wyzwaniem. Jest naprawdę sztywno. Cały podjazd pokonuję w zasadzie na stojąco, posadzenie tyłka na siodełku grozi zatrzymaniem. Wolę nie ryzykować, bo z ruszeniem może już być kłopot. Momentami walczę o każdy kolejny obrót korbą. Zaczynają mnie boleć ręce i dół pleców. Na szczęście końcówka podjazdu okazuje się bardziej wyrozumiała i pozwala na chwilę wytchnienia. W końcu docieram do celu. Czuję niewielką satysfakcję, ale o szalejących endorfinach nie ma mowy. Na szczęście na górze czeka na mnie nagroda.

Beskidzki Rajd Pojazdów Zabytkowych

Tak naprawdę przyjechałem tu tylko ze względu na Beskidzki Rajd Pojazdów Zabytkowych – imprezę, którą odwiedzam każdego roku i której trasa w tym roku przebiegała między innymi właśnie przez Kocierz. Wygląda jednak na to, że nie wszystkie załogi tu dotarły. To miała być moja chwila przyjemności tego dnia, czuję się więc trochę zawiedziony. Mimo wszystko samochody, które na Kocierzu się pojawiły wynagradzają nudne i bolesne kilometry.

Do domu. Szkoda, że nie da się przez las…

A potem następuje zjazd, który w stosunku do podjazdu wydaje się zdecydowanie za krótki i powrót do domu. Zaciskam zęby i wmawiam sobie, że teraz będzie fajnie. Ech, kogo ja próbuję oszukać…

Zobacz też:

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.