Wtorek. Ostatni dzień. Rano szybkie śniadanie, pakowanie i pożegnanie z Jamną. Pogoda nie rozpieszcza, jednak w samochodzie podejmujemy szybką decyzję – jedziemy do Tarnowa.
O ile Nowy Sącz nas nie powalił, to Tarnów zrobił pozytywne wrażenie. Tutejsze uliczki i zaułki mają w sobie to trudne do zdefiniowania coś – nazwijmy to umownie klimatem – co sprawia, że poznaje się je z przyjemnością i czego w Nowym Sączu nam brakowało. Przy okazji Tarnów jest wręcz nafaszerowany atrakcjami. Spacerowaliśmy po nim kilka godzin i nie udało nam się zbytnio oddalić od rynku, a co chwilę natrafialiśmy na ciekawe miejsca. Oto kilka z nich:
Ławka poetów
A na ławce można odpocząć obok Agnieszki Osieckiej, Zbigniewa Herberta i Jana Brzechwy. Kawałek dalej spotkamy Władysława Łokietka.
Zakątek Władysława Łokietka
To największy pomnik Władysława Łokietka w Polsce. Podobno trzeba złapać go prawą ręką za stopę, żeby mieć szczęście.
Bazylika Katedralna
Zdaje się górować nad miastem, jednak z bliska nie wygląda na dużą. Zaskoczyło nas też wyjątkowo skromne wnętrze. Obok znajduje się Muzeum Diecezjalne.
Rynek
Z całkiem ładnymi kamienicami i ratuszem. W sumie widziałem ładniejsze 😉
Bima
Bima to specjalne miejsce w centrum synagogi, w którym wykładana jest Tora. Widoczna na zdjęciu tarnowska bima jest jedyną pozostałością po Starej Synagodze.
Kościół p.w. Matki Bożej Szkaplerznej
Kolejny drewniany kościółek podczas naszego wyjazdu. Istnieje teoria, że w obecne miejsce został przeniesiony z miejsca, w którym stoi katedra. Warto też przejść na drugą stronę ulicy, gdzie znajduje się „Stary Cmentarz”, najstarsza nekropolia w Małopolsce.
Tramwaj
W Bielsku-Białej w tramwaju podają flaki 😉 W Tarnowie mają kawiarnię.
Skwer Petöfiego
Zwany węgierskim zakątkiem Tarnowa. Z bardzo ciekawą bramą. Całość jest podarunkiem od Węgrów.
Kosmiczna fontanna
Fontanna przedstawiająca Układ Słoneczny. Planety obracają się, ale ich ruch raczej jest przypadkowy, nie odzwierciedla rzeczywistości 😉
Wielki kościół
Naprawdę wielki.
A na koniec…
Olimpiada w Tarnowie? Znicz już mają 😉 A tak serio, podobno to jest wieża ciśnień.
Podsumowanie
Patrząc na obraz całości mam mieszane uczucia. Jazda po Pogórzu Rożnowsko-Ciężkowickim nie dała mi tyle przyjemności, na ile liczyłem. Kilka dróg i ścieżek mogę z czystym sumieniem uznać za świetne, jednak wiele kilometrów pokonaliśmy praktycznie w płaskim terenie, po asfalcie, tylko po to, by potem katować się na niewiarygodnie długich podjazdach. Być może istnieją jakieś alternatywne drogi prowadzące w miejsca, które odwiedzaliśmy ale znane są chyba tylko miejscowym. Jeżeli wybieracie się w tamte rejony koniecznie zaopatrzcie się w dobrą mapę, a najlepiej w mapę papierową i GPS. Na oznaczenia szlaków nie liczcie, są tragiczne. Zaletą może być fakt, że okolice te są bardzo mało rozpowszechnione – innych turystów spotkaliśmy w zasadzie tylko w Skamieniałym Mieście, w zamku Tropsztyn i nad Jeziorem Rożnowskim. Szlaki za to świecą pustkami. Niestety odbija się to na ich jakości – w wielu miejscach były po prostu zaniedbane, zapuszczone a nawet dosłownie zniszczone. Zapewne duża w tym „zasługa” niezbyt przychylnej pogody, jakiej doświadczamy tego lata. Koniecznie weźcie też ze sobą dużo odstraszaczy na komary i całą resztę upierdliwych owadów.
Nie mogę za to narzekać na atrakcje tego regionu. Lekko zawiedzeni mogą być co najwyżej miłośnicy zapierających dech w piersiach widoków. Jeżeli jednak lubicie architekturę czy przyrodę, zwłaszcza nieożywioną, na pewno znajdziecie tu coś dla siebie.
Na koniec jeszcze kilka zdjęć z Tarnowa: