[Z buta] Wielka Rycerzowa

Jak się nie ma co się lubi… to zamiast na rowerze idzie się w góry na nogach. Tym razem padło na Wielką Rycerzową w Beskidzie Żywieckim.

Rycerzowa Żywiecki

Jako punkt startowy wybieramy Soblówkę. Zostawiamy samochód na parkingu koło kościoła i od razu wchodzimy na szlak. Początkowo niebieski i żółty idą razem, potem trzymamy się żółtego. Pierwszy kilometr to dość stroma, asfaltowa droga. Kiedy asfalt się kończy, od razu robi się ciekawie. Jeszcze bardziej stromo, w dodatku szlak okazuje się wąską ścieżką najeżoną korzeniami różnej wielkości. Ten fragment nie jest jakiś szczególnie długi, ale daje w kość. Później na szczęście droga znacznie się rozszerza i wypłaszcza.

Chwilę przed bacówką do naszego szlaku dołącza zielony. Dość szybko jednak rozdzielają się – żółty biegnie prosto do bacówki, zielony leci na około, przez Małą Rycerzową i Halę Rycerzową. Nadkładamy drogi i wybieramy wariant zielony. Zdecydowanie bardziej widokowy – polecam. Po nacieszeniu oczu schodzimy prosto do bacówki, omijając szczyt Wielkiej Rycerzowej.

Bacówka przypomina tę na Krawcowym Wierchu. Skojarzenie jest jak najbardziej słuszne – obie bacówki powstały według tego samego projektu Stanisława Karpiela. Ta na Rycerzowej powstała w 1975 roku i była pierwszą z całej serii. Na uwagę zasługuje rewelacyjna obsługa. Jedzenie też stoi na wysokim poziomie. Zdecydowanie najbardziej rozchwytywane były racuchy z sosem borówkowym, uznane za specjał bacówki. Nie wiem, ile dziennie ich przerabiają, ale na pewno są to ilości hurtowe.

Schodzimy szlakiem czarnym. Okazuje się on szeroką, choć kamienistą i miejscami dość stromą, drogą. Ostatni, dość długi fragment do samochodu zmuszeni jesteśmy pokonać asfaltem. Krótko mówiąc – nuda. Przejście całości zajęło nam około 2,5 godziny plus przerwy, a długość trasy wyniosła niecałe 12 kilometrów. Na krótką wycieczkę w ciepłą listopadową sobotę w sam raz!

Zobacz też:

1 thought on “[Z buta] Wielka Rycerzowa”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.