Czyli o tym, że czasem warto wyjść z domu wcześniej (chociaż ciężko w to uwierzyć…).
Jakoś dwa lata temu Rafał z Psim szlakiem wymyślił sobie, że będzie wraz z Franią zdobywał Koronę Beskidu Małego. W praktyce sprowadzało się to do biegania po lesie w poszukiwaniu zawieszonych na drzewach tabliczek z oznaczeniami z reguły mało istotnych szczytów. Miałem okazję towarzyszyć im w kilku takich wypadach – między innymi na Leskowiec.

Musi być w tym szukaniu tabliczek coś z przygód Indiany Jonesa, bo Rafał nie zniechęcił się. Wręcz przeciwnie, tym razem za cel obrał sobie szczyty Beskidu Żywieckiego. I znów postanowiłem do niego dołączyć. Na pierwszy strzał wybraliśmy Rysiankę z Lipowską i Boraczą. Punkt startu to Żabnica Skałka, skąd da się zrobić sensowną, szesnastokilometrową pętlę. Z różnych względów (ja spałem po piątkowej imprezie, a Rafał miał poranny trening) na trasę wyruszyliśmy koło 11.30. Pierwszy cel – Rysianka.
Pierwszy kilometr z hakiem to w miarę płaska droga między domostwami – jak widać na zdjęciach powyżej dość osobliwymi. A kiedy domostwa się kończą, robi się od razu stromo. Jak na Beskid Żywiecki przystało. Spory odcinek szlaku prowadzi przez las. Kiedy w końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń, okazuje się, że ktoś rozlał mleko.

Pytamy mijanych turystów o warunki na górze. Okazuje się, że widoczność jest zerowa. Ale rano jak szli od Boraczej widoki były przednie. Cóż, rano to ja spałem. Nie będzie dzisiaj Tatr. W zasadzie, to – cytując klasyka – niczego nie będzie. Ale skoro już jesteśmy na szlaku, to nie ma co marudzić, kontynuujemy mozolną wspinaczkę. Tempo mamy strasznie emeryckie. Szybko potwierdzają się też słowa o widoczności – im wyżej, tym mniej widać…
Na Rysiankę docieramy po około 1,5 godziny marszu. Przed schroniskiem rozdzielamy się. Rafał z Franią ruszają na poszukiwania tabliczki. Ja mam ważniejsze rzeczy na głowie, piwo na mnie czeka. Mimo, iż robi się późno, to spędzamy na Rysiance dłuższą chwilę – i tak od początku zakładaliśmy, że zejdziemy z gór po zmroku.

Na Lipowskiej zatrzymujemy się za to dosłownie na minutę, byle zdjęcia zrobić. Podczas ostatniej wizyty mocno się zniechęciłem do tego obiektu, który coraz mniej ma wspólnego z przyjaznym schroniskiem.

Dalej idziemy żółtym szlakiem w kierunku Rajczy. Na Boraczą logiczniej byłoby zielonym, ale do zdobycia mamy jeszcze dwa szczyty z listy Rafała, więc musimy trochę zboczyć. Ogólnie od Rysianki praktycznie do samej Hali Redykalnej jest płasko i niezbyt wymagająco. Jedynym problemem okazuje się głęboki i nieubity śnieg. Wygląda na to, że żółty szlak nie jest zbyt uczęszczany.

Po jakiejś godzinie od startu z Rysianki docieramy na Halę Redykalną, gdzie zamieniamy szlak żółty na czarny, prowadzący do Żabnicy. Od tego momentu będzie już tylko w dół – nie licząc krótkiego podejścia do schroniska na Boraczej, które jednak znajduje się poza szlakiem. My postanawiamy do niego zajrzeć, ale szybko ewakuujemy się i kontynuujemy zejście.
Zejście, które okazuje się całkiem łagodne i łatwe. Bez żadnych trudności docieramy do asfaltu, którym czekają nas jeszcze ostatnie dwa kilometry do samochodu. Zgodnie z przewidywaniami, końcówkę pokonujemy już po ciemku. Zamykamy ten dzień z wynikiem niecałych 16 kilometrów (ja) i czasem przejścia 3:43 w ruchu (nieco ponad 5 godzin licząc z przerwami).
Więcej Żywieckiego?
- Krótka historia o tym, jak Beskid Żywiecki mnie wykończył
- [Z buta]Rysianka i Lipowska, czyli żywiecka klasyka
- Jak dostać łomot w górach, czyli beskidzka wyrypa
- [Z buta] Wielka Rycerzowa
- [Z buta] Wielka Racza
- [Z buta] Coś pięknego w paśmie Policy
- [Wideo] „Kto tu wniósł rower?”
- Prawo Murphy’ego w praktyce – Wielka Racza i Rycerzowa
- Odkrywając Żywiecki (Złatna-Hala Lipowska-Hala Rysianka-Krawców Wierch-Złatna)
- Coś poszło nie tak… nieudany wypad na Krawców Wierch
- [Wideo + foto] Krawców Wierch z buta