Tak się robi testy! Specialized Test the Best cz.2

W drugiej części relacji z testów Specialized w Istebnej czas na rowery szosowe i tłusty deser.

Nie taka szosa nudna jak ją malują

Jazda na szosie i emocje? Te dwa pojęcia się nie łączą. Nigdy i w żaden sposób. Dlatego kiedy przyszło do testowania „szosówek” musiałem postąpić nieco na przekór. Na początek wybrałem model Roubaix, następnie przesiadłem się na bardziej wyścigowego Tarmaca. Oba karbonowe, wyposażone w… tarczowe hamulce i elektryczne Shimano Dura-Ace Di2. Asfalt, po którym przyszło nam jeździć pozostawiał sporo do życzenia, dając przewagę nieco lepiej amortyzującemu Roubaix. Poza tym jednak trudno wskazać wyraźne różnice pomiędzy oboma rowerami. Znowu mam jednak wrażenie przerostu formy nad treścią, podobnie jak w przypadku opisywanego poprzednio Epica. Jestem przekonany, że jadąc na którymś z rowerów, którymi jeździła Basia – z klasycznym napędem i szczękami zamiast tarcz – pokonałbym naszą trasę w porównywalnym czasie. No i Dura-Ace jakoś mnie nie przekonał. Owszem, zmienia przełożenia płynnie, z ciekawym dźwiękiem rodem z filmów sci-fi, jednak jest problematyczny. Raz podczas zmiany łańcuch zablokował się między zębatkami, obserwując innych testujących widziałem, że też mieli problemy z zacinającymi się i spadającymi łańcuchami. W czasie wyścigu takie sytuacje są mocno niewskazane, a mogą być nawet niebezpieczne.

029

Ale co z samą jazdą na szosie? Na początku konsternacja. Małe to jakieś, wiotkie takie, w ogóle nie wzbudza zaufania. Jednak już po kilkuset metrach oswajam się z rowerem i skupiam na jeździe. A ta jest, nie ukrywam, przyjemna. Na naszej trasie trafiamy na długi, stromy podjazd. Na rowerze górskim byłby koszmarem, na szosie nie robi żadnego wrażenia. Jest coś fajnego w lekkości jazdy, w pokonywaniu krętych zjazdów w dolnym chwycie, szukając jak najbardziej aerodynamicznej pozycji. Szosa może być fajnym uzupełnieniem dla jazdy mtb, elementem treningu, szczególnie zimą… Ale nie wyobrażam sobie, że miałbym jeździć tylko na szosie, albo traktować ją jako danie główne, a mtb jako deser. Zanudziłbym się na śmierć. Moja awersja do asfaltu została nieco złagodzona, ale nie wyleczona całkowicie.

020

Basia: Wspominałam poprzednio, że do tej pory bliższy był mi asfalt, a nie „wertepy”. Testy w Istebnej odwróciły tę sytuację o 180 stopni – ku wielkiemu zadowoleniu Piotrka 😉 To właśnie z jazdy po lesie czerpałam większą przyjemność. Jazda na wypasionych „specowych”, lekkich jak piórko szosach okazała się strasznie nudna w porównaniu z błotno-kałużowymi przejażdżkami po istebniańskich bezdrożach. Nie chodzi o to, że rozczarowały mnie rowery, bo te były naprawdę świetne i w innych okolicznościach prawdopodobnie sprawiłyby mi większą radość. Niestety konkurencja okazała się zbyt silna.

072

Duży nie zawsze może więcej. Ale daje mnóstwo frajdy!

Fatbike’i były chyba najbardziej rozchwytywane podczas testów. Również my nie mogliśmy sobie odmówić jazdy na „grubasie”. O jeździe po asfalcie nie będę się rozpisywał, pominę też kwestię gabarytów. Wjeżdżamy do lasu i pierwsze zaskoczenie – trafiamy na łatę śniegu. Jestem przekonany, że nie zrobi ona na rowerze żadnego wrażenia. Tymczasem ten zaczyna nerwowo rzucać tyłem. Tragedii nie ma, ale trochę się zdziwiłem, przecież wszyscy twierdzą, że właśnie na śniegu fat ma przewagę nad zwykłymi rowerami. Śnieg się kończy, jedziemy w górę, zaskoczenie drugie – rower wspina się z zaskakującą lekkością. Oczywiście trzeba włożyć w jego napędzenie sporo siły jednak podjeżdżanie nie jest katorgą. No i nie ma znaczenia, co znajdzie się pod kołami – „grubas” niweluje wszystkie nierówności. Zaskoczenie trzecie – hamulce. Rozmiarowo czołg, a hamuje jak supersamochód – tu należą się ogromne brawa. W końcu bierzemy się do zabawy w błocie. To zdecydowanie najprzyjemniejszy element tego dnia. Rower idzie po błocie jak szalony, a zjazdy pokonuje w zadziwiającym tempie. Trzeba tylko uważać na koleiny. Jeżeli w jakąś wpadniemy to nie ma szans, żeby się z niej bezproblemowo wydostać. Wielkie koła jednak robią swoje i manewrowanie tym rowerem nie należy do łatwych. Zdecydowanie jednak fat mnie przekonuje i z przyjemnością skorzystam z kolejnej okazji do przejechania się na takim sprzęcie. A gdybym miał wolne 10 tysięcy to kto wie, może sprawiłbym sobie taką zabawkę?

052

Basia:  Fatbike? Raczej funbike! Frajda, frajda i jeszcze więcej frajdy! Nic dodać, nic ująć 😉

079

3 thoughts on “Tak się robi testy! Specialized Test the Best cz.2”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.