Kross wpadł do Bielska z testami. A ponieważ zaczynaliśmy jazdę właśnie na Krossach, postanowiliśmy sprawdzić, jak duży postęp zrobił polski producent w ostatnich latach.
Organizacja
Szczerze mówiąc na papierze Test Tour wyglądał słabo. Aby wziąć udział w testach należało się zapisać, wybierając konkretny model roweru (maksymalnie 3) i godzinę. Jazdy testowe miały trwać 45 minut i odbywać się… w grupach, z przewodnikiem. Ta ostatnia informacja wzbudzała niepokój – wiadomo, że w grupie są osoby o różnej kondycji i umiejętnościach, więc taka jazda raczej nie miała szans dobrze wypaść. W dodatku konieczność jazdy z przewodnikiem oznaczała brak możliwości wyboru trasy, na której chcielibyśmy testować dany rower. Na domiar złego dzień przed testami okazało się, że wybrany przez Basię Moon wypadł z gamy testówek (tak, podobno dopadła go typowa przypadłość Moonów – ta mająca związek ze śrubami zawieszenia). Niestety, ze względu na pełne obłożenie nie zaproponowano żadnej alternatywy.
Na szczęście na miejscu okazało się, że jazda w grupie nie jest obowiązkowa – rowery można testować również indywidualnie. Tym samym czas testów wydłużył się z 45 do 60, a w porywach nawet 90 minut. Wiele osób po 1-2 jazdach rezygnowało z dalszych testów, dzięki czemu Basia ostatecznie dostała na chwilę Moona, choć w innej wersji. Miłym akcentem była darmowa kiełbasa z grilla dla uczestników testów. Niby nic, ale po kilku godzinach jazdy siadła jak złoto. Niestety nie uniknięto wpadek. Rowerów nie myto, co biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne nie było dobrym posunięciem. Ja po pierwszej jeździe też nie należałem do czystych, więc było mi wszystko jedno, ale napędy w tych rowerach raczej długo nie posłużą. Co gorsze, rowery były wydawane wszystkim testującym z tymi samymi ustawieniami zawieszeń, o zmianę ciśnienia trzeba było prosić… duża wtopa.
Rowery
Jakoś tak się złożyło, że odkąd na co dzień jeżdżę na fullu, to coraz częściej myślę o posiadaniu fajnego szlakowego sztywniaka. Dlatego na testy wybrałem dwa sztywne Krossy – Dusta i Grista. Ten pierwszy okazał się bardzo dużym zaskoczeniem. Po przejechaniu się na nim nabrałem przekonania, że spełniłby moje oczekiwania – jest stabilny, pewny w prowadzeniu i wygodny. W zasadzie daje wszystko, czego można oczekiwać od wycieczkowego hardtaila. A potem wsiadłem na Grista i po raz kolejny nabrałem przekonania, że do pełni szczęścia przydałyby się jeszcze szerokie opony. Naprawdę, „plusy” coraz mocniej zyskują w moich oczach i jestem przekonany, że moja następna „trailówka” będzie się poruszała na takich właśnie kołach.
Niestety o Soilu i Moonie nie mogę wiele powiedzieć – wyjaśnienie na filmie. Mam jednak cichą nadzieję, że kiedyś będzie okazja, by poznać je bliżej.
Może Cię zainteresuje: