Dzisiaj wyjątkowo będzie o czterech – a nie jak zazwyczaj dwóch – kółkach. Kia Sportage 1.6 T-GDi HEV w wersji GT Line próbowała mnie przekonać, że SUV-y są fajne. Czy jej się udało?
Samochód otrzymałem od dealera Kia Korczyk z Bielska-Białej w ramach akcji Korczyk w Twoim interesie.
Osobiście uważam, że SUV-y i crossovery są przehajpowane. Ale kiedyś wszyscy będziemy nimi jeździli. Nie będziemy mieli wyjścia. Te samochody już dzisiaj dominują rynek i za chwilę może się okazać, że tradycyjne hatchbacki, sedany i kombi odchodzą do lamusa. Przez półtora dnia obcowania z Kią Sportage zdołałem ją poznać ledwie powierzchownie – czy to wystarczyło, by przekonać mnie do zakupu SUV-a?

Do niedawna każdy tekst poświęcony nowym modelom Kii musiał zawierać magiczną formułę o tym, jak to koreańska marka się rozwinęła i z producenta nijakich, tanich samochodów stała groźnym konkurentem czołowych europejskich producentów (większość japońskich zostawiając daleko w tyle). Wydaje mi się, że w bardzo krótkim czasie Kia wkroczyła w kolejny etap tego rozwoju. Otóż Koreańczycy zaczęli robić auta, które przykuwają uwagę – coś, co kilka lat temu wydawało się abstrakcją. Weźmy na przykład elektryczną EV6 czy właśnie opisywaną Sportage. Pierwsza jest sztosem absolutnym. Druga… na zdjęciach mnie nie przekonywała, ale jak pierwszy raz zobaczyłem ją na żywo, od razu zmieniłem zdanie. Duży grill, oryginalne światła, sposób, w jaki ozdobna listwa pod bocznymi oknami unosi się do góry i „przechodzi” na tylny słupek – dla mnie rewelacja. Jedynie tył wydaje się nieco przyciężki, ale samochód naprawdę może się podobać. A już na pewno nikogo nie pozostawia obojętnym i budzi zainteresowanie. Parkując Kię przed kawiarnią, zostałem zaczepiony przez jednego z gości, który był wyraźnie ciekaw tego samochodu. I nie był to starszy pan w kapeluszu, a mężczyzna na oko lat 35-40, który – jak się później okazało – sam jeździ bardzo głośnym BMW serii 4. Jestem pewien, że gdyby jazda testowa Kią trwała dłużej, takich rozmów odbyłbym znacznie więcej.

Również wnętrze robi ogólne dobre wrażenie. Dwa duże ekrany – jeden przed kierowcą, drugi na środku deski rozdzielczej prezentują się bardzo fajnie, do tego są czytelne. Ten środkowy jest oczywiście dotykowy, co skutkuje tym, że jest wiecznie upalcowany. Do szybkości działania systemu multimedialnego nie mam zastrzeżeń, podobnie jak do ergonomii. Na szczęście nie wszystko obsługuje się z poziomu ekranu – najważniejszymi funkcjami można sterować za pomocą pól dotykowych, pokręteł i przycisków. Ucz się Volkswagenie! Mimo, iż testowa wersja GT Line naszpikowana jest masą mniej lub bardziej przydatnych funkcji i asystentów, ogarnięcie obsługi nie wymaga wielogodzinnego wertowania instrukcji i zastanawiania się, co do czego służy. Również do materiałów ciężko się przyczepić – nie jest to może jakość premium, ale w kategorii marek popularnych jest bardzo dobrze. Mojego serca nie skradła jedynie listwa imitująca karbon, która z założenia ma być ozdobna, ale średnio spełnia swoją rolę. Dorzućmy do tego sporo miejsca z przodu i z tyłu, ustawny bagażnik o pojemności prawie 600 litrów i szereg praktycznych rozwiązań, takich jak miejsce na półkę pod podłogą bagażnika (co wcale nie jest takie oczywiste), wieszaki w zagłówkach przednich foteli czy porty USB również dla pasażerów siedzących z tyłu i okazuje się, że Sportage będzie świetnym autem rodzinnym. Również dla ojców, którzy nie chcą do końca rezygnować z radości, jaką daje nieco szybsza jazda – ale o tym za chwilę. Wcześniej jeszcze słówko o fotelach, które są wygodne, ale od samochodu, który w nazwie ma litery GT oczekiwałbym lepszego wyprofilowania i trzymania bocznego, nawet kosztem komfortu. Brakowało mi też możliwości podniesienia i przesunięcia podłokietnika.

Ostatnia kwestia – jak to jeździ? Pod maską testowanej wersji pracował silnik hybrydowy o całkiem sensownej mocy 230 KM i 350 Nm momentu obrotowego. Osiągi na papierze nie robią wrażenia, w praktyce jednak mocy nie brakuje, również przy prędkościach autostradowych. Subiektywne odczucia są jednak takie, że automatyczna skrzynia biegów nie do końca nadąża za możliwościami silnika. Na szczęście z pomocą przychodzą łopatki przy kierownicy. Pomaga również zmiana trybu jazdy na Sport, w którym reakcje na gaz są wyraźnie żwawsze. Robi się też głośniej. Zawieszenie Sportage’a zestrojone jest z myślą o komforcie. Wszelkie pofałdowania i nierówności nie robią na nim – i na pasażerach – wrażenia. Prowadzi się przy tym pewnie, precyzyjnie, choć sportowych wrażeń ciężko tu szukać. Ale hej, cały czas mówimy o SUV-ie. Chociaż muszę przyznać, że prowadząc Kię Sportage łatwo o tym zapomnieć.
Czyli przekonała mnie do SUV-ów? Tak, ale nie… Gdybym miał kupić auto tego typu, to chciałbym, żeby było właśnie takie, jak Sportage GT Line. Jazda Kią przekonała mnie, że mógłbym z nią żyć na co dzień. I to bez żadnych wyrzeczeń. Z drugiej strony mam świadomość, że nie potrzebuję SUV-a. Na moje potrzeby w zupełności wystarcza kompaktowy hatchback i będę się trzymał tego gatunku dopóki nie wyginie. Chociaż… ten nowy Xceed jest taki ładny… a przecież to crossover…