„Enduro” bez spiny… i na orientację. Jesienne Beskidzkie KoRNO 3

Po zeszłorocznym starcie w Jesiennym Beskidzkim KoRNO było w zasadzie pewne, że jeśli nic nie stanie na przeszkodzie w tym roku również zawitamy na imprezie. Tym razem jednak podzieliliśmy siły – ja wybrałem trasę rowerową, nazwaną przez organizatorów „Enduro”, a Basia wraz z koleżanką ruszyła na trasę pieszą, piętnastokilometrową.

IMG_0648

W tym roku baza rajdu umiejscowiona została w Międzybrodziu Żywieckim. Trasa rowerowa enduro przewidziana została na 40 kilometrów, do zaliczenia było 9 punktów. Po starcie szybko odhaczam pierwszy z nich i zaczynam podjazd na Żar. Początkowo jadę sam, potem jednak zrównuję się z innym zawodnikiem. Przez dłuższy czas trzymamy się razem, potem jednak zostaję w tyle i resztę trasy pokonuję w pojedynkę. Jak się później okaże mój towarzysz kończy rajd na drugim miejscu, a moja strata do niego wynosi około godziny.

IMG_0647

Po wdrapaniu się na Żar wjeżdżamy na czerwony szlak pieszy, którym jedziemy aż do SPA w Kocierzu. Ten odcinek składa się z fragmentów przyjemnych, miodnych i nieprzejezdnych. Znaczną część wzniesień jesteśmy zmuszeni pokonywać, pchając rowery. Błoto i mokre, śliskie kamienie i korzenie nie ułatwiają sprawy, a mnie  stosunkowo szybko łapie niewielki kryzys. W towarzystwie zaliczam cztery punkty, po czym odpadam i od Przełęczy Przysłop Cisowy do Kocierza jadę/ idę już sam. W Kocierzu odbijam na szlak zielony, jeszcze chwila jazdy lasem i wyskakuję na asfalt. Kręty, szybki zjazd pozwala złapać trochę oddechu. W zasadzie zjeżdża mi się tak fajnie, że mijam dwa punkty i muszę się wracać. Jednak kilkadziesiąt minut na asfalcie pozwala na regenerację. Utrudnia ją tylko padający niemal non-stop deszcz. Stosunkowo szybko zaliczam dwa kolejne punkty i wracam do lasu.

IMG_0649

Zielony szlak z Kocierza Rychwałdzkiego do Łysiny to najgorszy moment tego dnia. O jeździe praktycznie nie ma mowy, trzeba iść z rowerem, cały czas w górę, wąską, leśną ścieżką. Mam autentycznie dosyć, łydki pieką od wspinaczki, rower zamiast pomagać – ciąży. Na szczęście koszmar kończy się po kilkunastu minutach. Końcówkę pokonuję w siodle, w końcu wyjeżdżam z lasu i szutrową drogą między polami i domostwami dojeżdżam do Łysiny, gdzie czeka na mnie przedostatni punkt.

IMG_0652

Stąd już sam asfalt, z powrotem do Międzybrodzia. Na początek bardzo długi zjazd, nachylenie 20%, mijam kilku biedaków, którzy walczą z nim, próbując dostać się do punktu, z którego ja wracam. Potem monotonne kręcenie w deszczu, jeszcze ostatni punkt w samym Międzybrodziu i meta…

IMG_0651

W zeszłym roku startowaliśmy na trasie rekreacyjnej, a moim celem było „zaliczyć wszystkie punkty i nie być ostatnim”. W tym roku zakładałem, że będzie trudniej, więc zredukowałem cel do „zaliczyć wszystkie punkty i zmieścić się w limicie czasu”. Udało się. Udało się też nie być ostatnim. Jeśli dobrze kojarzę, skończyłem trasę na 10 miejscu. Według aplikacji treningowej przejechałem 50 kilometrów, a zajęło mi to pięć godzin z jakimś hakiem. Nie wiem, jakie założenia miała Basia, ale zaskoczyła chyba samą siebie, kończąc trasę pieszą 15 kilometrów na drugim miejscu open!

003

Rajdy na orientację są ciekawym urozmaiceniem, godnym polecenia dla każdego, kto szuka jakiejś odskoczni od maratonów czy zawodów enduro. Zdecydowanie polecam. I oczywiście już czekam na przyszły rok. KoRNO odbywa się także na Jurze, która jest naszym rowerowym „drugim domem”, więc jest szansa, że zwiążemy się z tą imprezą nieco bardziej.

IMG_0655

3 thoughts on “„Enduro” bez spiny… i na orientację. Jesienne Beskidzkie KoRNO 3”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.