Znowu Jura. Ale trochę inaczej…

W zeszłym roku narzekaliśmy, że większość rowerowych szlaków na Jurze w rejonie Złotego Potoka została potraktowana asfaltem. W tym roku decyzja mogła być tylko jedna – bierzemy bezprzerzutkowce.

Złoty Potok – Olsztyn

W pierwszą trasę ruszamy ze Złotego Potoka do Olsztyna, znanego głównie ze względu na ruiny zamku królewskiego z początku XIV wieku. Sama droga raczej nudna – stosunkowo płasko, jakieś lasy, pola, kilka wsi – nic specjalnego, chociaż jak ktoś nie wyjeżdżał z miasta przez kilka lat to na pewno mu się spodoba. Zamek – a szczególnie jego charakterystyczną cylindryczną wieżę – widać z daleka. Wstęp na teren ruin jest od jakiegoś czasu płatny, ale warto przynajmniej raz się tam zapuścić. Do zamku prowadzi deptak, na którym znajdziemy sporo tandetnych chińskich pamiątek oraz kilka knajpek – trzeba przyznać, że dość przytulnych. Korzystamy z tego i robimy sobie krótką przerwę. 

P1110145


Niespodziewana sytuacja numer 1

Przerwę, poza uzupełnieniem elektrolitów, wykorzystujemy  na – a jakże – przejrzenie mediów społecznościowych. Na Instagramie trafiam na zdjęcie Michała z Ogrodzieńca. Oboje z Basią dochodzimy jednak do wniosku, że szanse na spotkanie gdzieś na trasie jest niemożliwe. Koniec przerwy, wyjeżdżamy spod zamku, a kilka metrów przed nami przejeżdża znane powszechnie Djambo. Bez większego zastanowienia doganiam Michała, chociaż powinniśmy jechać w zupełnie innym kierunku i kilka kilometrów pokonujemy we troje. W końcu odłączamy się i zawracamy  do Olsztyna, skąd kierujemy się do miejscowości Zrębice i dalej w kierunku na Siedlec. Następny cel – pustynia.

Przechwytywanie

Niespodziewana sytuacja numer 2

Nasz przejazd przez Zrębice przerywa… pies. A konkretnie wielkie bydle, które wyskakuje na drogę zza zaparkowanego na poboczu samochodu, niemal mnie taranując. Stojący przy aucie mężczyzna woła psa, ten jednak woli z nami pobiegać. W końcu postanawiamy zawrócić i odstawić nowego towarzysza na miejsce. Okazuje się jednak, że ludzie z zaparkowanego samochodu nie są jego właścicielami – zatrzymali się widząc biegającego bezpańsko psa i nie wiedzą co z nim zrobić. Nikt z okolicznych domów nie zna przybłędy, zadzwonili po służby i czekają co dalej. Postanawiamy zaczekać z nimi, jest bowiem duże ryzyko, że jak odjedziemy to pies pobiegnie za nami. Stoimy tak kilkanaście minut, mężczyzna co chwilę odbiera telefony, pies biega w tę i we w tę . Dyszy przy tym okrutnie, a my nawet nie mamy wody. Basia postanawia podjechać do sklepu. Rzucam na odchodne, żeby podpytała sprzedawczynię, bo pewnie ta obok księdza jest najlepiej poinformowaną osobą we wsi. W ciągu kilku następnych minut sprawa rozwiązuje się. Telefonicznie ustalamy, że właścicielem psa jest jakiś gość, który ma stadninę. Jednocześnie obok nas przechodzi starsza pani, która woła psa po imieniu i potwierdza tę wersję. Również Basia ze sklepu przywozi informację o stadninie. Niestety właściciel stadniny ma wyłączony telefon. Otrzymujemy jednak telefonicznie informację, że po psa przyjedzie… sołtys. Sołtys pakuje psa do samochodu i wszyscy odjeżdżają w swoją stronę. A już poważnie brałem pod uwagę przygarnięcie psa, zajebiście by biegał po Twisterze 😉


P1110149

Olsztyn  – Zrębice- Siedlec – Złoty Potok

W końcu docieramy na Pustynię Siedlecką – dawne wyrobisko kopalni piasków formierskich o powierzchni 25 hektarów.  Miejsce bardzo lubiane przez miłośników terenowych samochodów, motocykli i quadów. Powoli zaczyna się ściemniać, więc na pustyni nie zabawiamy długo, warto jednak zboczyć nieco z trasy, by odwiedzić to miejsce. My z Siedlca ruszamy dalej w stronę Złotego Potoka, który jest naszą bazą wypadową. Na koniec czeka nas bodaj najlepszy fragment tego dnia – kilkukilometrowy odcinek przed samą wsią, płaski, dość kręty, ale przede wszystkim z genialnym asfaltem, po którym aż przyjemnie jechać.

20160731_132636

Złoty Potok – Żarki – Mirów – Złoty Potok

Następnego dnia ruszamy do Mirowa. Pokonujemy tę trasę od kilku lat i za każdym razem wychodzi nam nowy wariant… Tak samo było tym razem – do Mirowa ruszyliśmy znaną trasą, z powrotem w większości jechaliśmy nieznanymi dotąd drogami. Startujemy ze Złotego Potoka w kierunku Ostrężnika (tutaj też są ruiny zamku), gdzie wjeżdżamy na trasę rowerową w kierunku miejscowości Żarki i dalej do celu naszej wycieczki. Ścieżka rowerowa prowadzi przez las, jednak jest asfaltowa, a stan tego asfaltu uważam za genialny – próżno tu szukać jakiegoś pęknięcia czy nierówności. Niestety tu już nie jest tak płasko, odczuwamy kilka podjazdów, ale na szczęście jedziemy w dobrym kierunku i więcej metrów pokonujemy w dół. W Żarkach (a konkretnie w Leśniowie) przejeżdżamy obok sanktuarium. Jest niedziela, dookoła tłumy ludzi, ciężko momentami jechać. W końcu wydostajemy się z tego młyna i lecimy dalej. Między Żarkami a Mirowem jedziemy już tylko ścieżką rowerową – równie genialną, co poprzednia. Trochę prażymy się na słońcu jadąc wśród pól, na szczęście kilka ostatnich kilometrów prowadzi przez las. Ścieżka wyprowadza nas wprost na ruiny zamku Mirów. Kawałek dalej znajduje się mocno kontrowersyjny – odnowiony za grubą kasę – zamek Bobolice. Znamy go dobrze, więc tym razem sobie odpuszczamy, tym bardziej, że zbliża się pora obiadowa a niebo za nami robi się niebezpiecznie granatowe. Wracamy częściowo niebieskim szlakiem rowerowym prowadzącym do Ostrężnika, jednak tam, gdzie szlak prowadzi szutrami i polnymi drogami, my robimy objazdy, posiłkując się nawigacją Google. Asfalt niezmiennie zachwyca, a na kilku bardzo długich zjazdach można się nieźle rozpędzić.

Po takich asfaltach to ja mogę jeździć

Nie jestem fanatykiem jazdy po szosie, wiedziałem jednak, że branie fulli w tamte rejony mijało się z celem. Ostatecznie zrobiliśmy nieco ponad 70 kilometrów, a ja ani razu nie narzekałem na nawierzchnię, po jakiej przyszło mi się poruszać. Po prostu drogi w okolicach Złotego Potoka są genialne. Te tereny aż roją się od atrakcji dla małych i dużych – część z nich opisywaliśmy już w poprzednich latach:

1 thought on “Znowu Jura. Ale trochę inaczej…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.