Czantoria to jeden z tych szczytów, które są na wyciągnięcie ręki, ale pozostają dla mnie obce. Podobno byłem tam za kaszojada, ale nie pamiętam. Przyszła pora, by ją odhaczyć.

Pierwotnie plan zakładał start żółtym szlakiem z Ustronia na Czantorię Małą i dalej przez Poniwiec na Czantorię Wielką. Zejście – czerwonym lub niebieskim. Według Mapy Turystycznej około pięć godzin chodzenia. Oczywiście późna pobudka i przedłużające się śniadanie powoduje, że z domu wychodzimy koło 11, a w Ustroniu meldujemy się pół godziny później. Plan trzeba zmodyfikować, żeby zdążyć jeszcze na spokojnie wypić na górze piwo i zejść przed zmrokiem…

Ostatecznie decydujemy się ominąć Małą Czantorię i wdrapać bezpośrednio na Poniwiec. Samochód zostawiamy na małym parkingu przy ulicy, jakiś kilometr od dolnej stacji kolejki – chcemy zrobić jakąś pętlę, więc dojeżdżanie na samą górę wydaje się nie mieć sensu. Tym samym pierwsze 1000 metrów pokonujemy asfaltem. Przy dolnej stacji krótki rzut oka na mapę pomaga nam opracować zarys trasy.

Na Poniwiec wchodzimy dziwnie oznakowaną drogą. Niektóre źródła mówią, że to szlak rycerski, ale nigdzie na miejscu nie znalazłem potwierdzenia. Początek daje w kość. Jest bardzo stromo, a do tego szlakiem spływa woda. Po dłuższej chwili robi się znacznie przyjemniej. Pod gwiazdą na Poniwcu meldujemy się po około 40 minutach. Krótka regeneracja i ruszamy zielonym szlakiem w stronę Czantorii Wielkiej.
Początek to znów krótka i intensywna wspinaczka. Jednak później robi się płasko i szeroko. W zasadzie można powiedzieć, że dojście do szczytu to przyjemny spacer. Po drodze mijamy polanę, na której stoi czeskie schronisko i polska „koliba”. Pogoda się zmienia – po słońcu nie ma śladu, robi się zimno i nieprzyjemnie. Idziemy więc dalej i po około piętnastu minutach docieramy pod wieżę widokową na szczycie Czantorii Wielkiej.
Wieża jest jednak zamknięta, a przy wszechogarniającej mgle szanse na widoki raczej znikome. W bezpośrednim sąsiedztwie wieży znajduje się kolejny punkt gastronomiczny i jakiś sklepik z pamiątkami. My jednak nie tracimy czasu – kilka zdjęć i ruszamy dalej. Tym bardziej, że dotarcie do tego punktu poszło nam bardzo sprawnie i dużo szybciej niż na mapach, więc trasa ulega modyfikacji.
Uznajemy, że skoro tak dobrze nam idzie, a trasa nie stanowi wyzwania, to zaliczymy jeszcze Małą Czantorię. Wracamy więc tą samą drogą na Poniwiec. Jednak zamiast skręcić w stronę dolnej stacji kolejki, trzymamy się zielonego szlaku. Po jakichś piętnastu minutach od minięcia Poniwca meldujemy się na szczycie Małej Czantorii.
Pojawia się dylemat – którędy zejść? Do wyboru mamy żółty szlak i jakąś nieoznaczoną drogę. Szlak jest pewny, ale wybór go oznacza wiele kilometrów powrotu do auta asfaltem – najpierw przez miasto, a następnie wspinaczkę ulicą, przy której zostawiliśmy samochód. Droga pozornie prowadzi w kierunku, który bardziej nam odpowiada. W każdej chwili może jednak odbić albo zwyczajnie się skończyć.

Ostatecznie wybieramy drogę. YOLO (mówi się tak jeszcze?). Początek jest obiecujący, jednak w pewnym momencie nasza ścieżka wyraźnie zaczyna zbaczać w lewo. Tymczasem samochód ewidentnie mamy po prawej. W pewnym momencie trafiamy na wąską ścieżkę prowadzącą w lepszym dla nas kierunku. Akurat wychodzi z niej jakiś turysta z dzieciakiem. Próbuję zdobyć jakieś wskazówki, ale jego wyjaśnienia na niewiele się zdają. Ryzykujemy ponownie i odbijamy w ścieżkę. Na początku jest wąsko i stromo (zjeżdżałbym!), później szeroko i stromo, a potem nawet znośnie. W sumie jest to jakieś urozmaicenie tego dnia. No i, co najważniejsze, kierunek zejścia odpowiedni. Koniec końców wychodzimy na asfalt raptem kilkaset metrów powyżej miejsca, gdzie zostawiliśmy samochód!

Ostatecznie dzień zamykamy wynikiem nieco ponad 12 kilometrów, a przejście całości zajęło około 3 godziny. Czantoria odhaczona – w sumie nawet dwie. Gdyby nie początek szlaku rycerskiego i nasza spontanicznie wytyczona końcówka, trasę mógłbym polecić każdemu. Na szczęście mniej wprawni mogą skorzystać z kolejki na Poniwiec (aktualnie nieczynna) i trzymać się wytyczonych szlaków.
2 thoughts on “[Z buta] Dwie Czantorie z elementami eksploracji”