Trzeba być elastycznym…

Na niedzielę mieliśmy w planach udział – oczywiście w roli kibiców – w downhillowych Mistrzostwach Polski. Rano wybraliśmy się jeszcze na krótką przejażdżkę… i na zawody już nie dotarliśmy. DSC_0009_01_01 Plan zakładał, że wjedziemy na Dębowiec (taki pagórek, zaledwie 686 m n.p.m.) i tam podejmiemy decyzję co dalej. Kierunków z Dębowca można obrać kilka – zjechać do Wapienicy i dalej do Jaworza (bardzo fajna trasa), przejechać do Cygańskiego Lasu i dalej na Kozią (683 m n.p.m) albo wdrapać się na Szyndzielnię ( 1028 m n.p.m.). Po chwili zastanowienia Basia rzuciła hasło: jedziemy na Szyndzielnię. To stwierdzenie było nieco zaskakujące i niepokojące – Basia nie przepada za jazdą w górach, szczególnie za zjazdami. Dlatego obawiałem się, że w pewnym momencie rzuci we mnie rowerem i wróci do domu na piechotę. Ale skoro sama tak zdecydowała – zaczęliśmy wspinaczkę czerwonym szlakiem pieszym w kierunku Szyndzielni. Przez długi czas podjazd jest naprawdę lekki, nie ma ostrej wspinaczki a nawierzchnię można uznać za niemalże luksusową. Schody zaczynają się mniej więcej w miejscu przecięcia się szlaków czerwonego i zielonego – głównie ze względu na podłoże, które robi się mocno kamieniste, by w końcu zamienić się w coś, co zwykło się nazywać beskidzką rąbanką. Jazda po luźnych kamieniach wymaga trochę samozaparcia, jednak udało nam się bez większego problemu wyjechać na polanę położoną między górną stacją kolejki górskiej a schroniskiem. Stąd już tylko chwila pedałowania i cel został osiągnięty. DSC_0011_02 Na Szyndzielni jasne stało się, że na zawody już nie pojedziemy. Nie tylko ze względu na porę, ale przede wszystkim dlatego, że wciąż było nam mało jazdy (przynajmniej mnie). Szybka decyzja – jedziemy jeszcze wyżej, na Klimczok (1117 m n.p.m.). Początek podjazdu jest dość wymagający – mocno kamienisty i dosyć stromy, jednak przy minimalnej ilości techniki da się pokonać bez prowadzenia roweru. Po kilkuset metrach zaczyna się teren w miarę płaski, ze znacznie przyjemniejszą nawierzchnią, na której można się momentami mocno rozpędzić. W pewnym momencie droga rozwidla się – można próbować wjechać na szczyt Klimczoka, albo do położonego nieco niżej schroniska. Wybraliśmy tę drugą opcję. DSC_0015_02 Postanowiliśmy zjeżdżać w kierunku Bystrej – tuż za schroniskiem skręciliśmy w lewo, wjeżdżając na niebieski szlak pieszy. Szybko stało się jasne, że czeka nas sprowadzanie rowerów. Zjazd był bowiem niezwykle stromy, w dodatku z luźną nawierzchnią w postaci ogromnych kamieni. W sam raz dla starych wyjadaczy enduro, ale nie dla takich górskich laików jak my. Na szczęście po chwili sprowadzania dotarliśmy do szerokiej drogi, po której jechało się bardzo przyjemnie. Mogliśmy kontynuować jazdę niebieskim szlakiem, zamiast tego skręciliśmy jednak w lewo, kierując się w stronę źródeł Białki. Dotarliśmy do kolejnego rozwidlenia szlaków: żółty do Cygańskiego Lasu, zielony do Bystrej. Wybraliśmy żółty, tylko po to by za chwilę z niego zrezygnować. W pewnym momencie skręca on bowiem w lewo bardzo ostrym zjazdem. My pojechaliśmy jednak prosto, drogą wyglądającą znacznie przyjaźniej. Ostatecznie nasza trasa połączyła się ponownie ze szlakiem zielonym. Górską część zakończyliśmy w Bystrej, niedaleko dawnego hotelu Magnus. Przy okazji naszło mnie na sentymenty. Pamiętam ten hotel z dzieciństwa jako miejsce tętniące życiem i widok obecnej ruiny był dla mnie nieco smutny (tak, jestem taki stary ;)). Ulicami dotarliśmy do centrum Bystrej, a następnie czerwonym szlakiem rowerowym do Bielska-Białej. DSC_0016_02 Na trasie spotkaliśmy wielu innych rowerzystów. W większości zapaleńców, dla których takie wycieczki to zaledwie rozgrzewka. My dopiero zaczynamy przygodę z górami, tym bardziej cieszy, że udało nam się bez żadnych problemów pokonać dość wymagającą trasę. Satysfakcja i szczęście wzięły górę nad zmęczeniem. Jeszcze kilka zdjęć i częściowe zapisy tras: DSC_0006_02 DSC_0013_01 DSC_0018 DSC_0019 klimczok 1

klimczok 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.