Tour de Pologne w Bielsku-Białej

Z kolarstwem szosowym zupełnie nam nie po drodze. Ale skoro największa impreza kolarska w Polsce po długiej przerwie zawitała do naszego miasta, postanowiliśmy sprawdzić, o co tyle hałasu.

Zamieszanie związane z przejazdem TdP przez Bielsko zaczyna się na Placu Chrobrego, powszechnie znanym jako Pigal, już rano. Można spróbować swoich sił na pumptracku, popatrzeć na najsłynniejszego ostatnio Malucha w Polsce, który już wkrótce ma trafić do Toma Hanksa, albo rowery Treka. Dla dzieciaków przewidziano mini miasteczko rowerowe, a Piotr Bielak daje pokazy rowerowego trialu. Trwa też bicie rekordu w spalaniu kalorii na rowerach stacjonarnych. Rowery stoją w pełnym słońcu, więc kalorie na pewno spalają się w ekspresowym tempie. Koło Pigala przewidziano lotną premię – to chyba ta dmuchana brama, którą postawili na środku drogi. Kilka minut po 16 zaczyna się poruszenie. Coraz więcej osób zbiera się po obu stronach ulicy, którą mają przejechać kolarze. Ulice zostają zamknięte, policjanci toczą nierówną walkę z taśmą, która ma odgrodzić kibiców, ale jest za krótka, by rozwiesić ją między słupami. Ustawiam się na murze pod zamkiem. Strategicznie – w cieniu. Czekamy. Kilkanaście minut później coś zaczyna się dziać. Koło kibiców zatrzymuje się kolumna kolorowych samochodów. Hostessy machają, rozdają gadżety i zachęcają do głośnego kibicowania. Człowiek w stroju pszczoły przybija piątki z kibicami. Podejrzewam, że dzisiaj nienawidzi swojej pracy. W sumie współczuję mu. Na zewnątrz jest jakieś 35 stopni, w jego stroju pewnie drugie tyle. W końcu kolumna odjeżdża i znów zaczyna się oczekiwanie. Kolejnych kilka minut mija, aż w końcu podnosi się gwar i koło nas przejeżdża niewielka grupka kolarzy. Ucieczka – jestem szosowym abnegatem, ale tyle wiem. Prowadzi kolarz w pomarańczowym stroju. Pomarańczowy kojarzy mi się z drużyną sponsorowaną przez sieć sprzedającą kiepskie buty, ale równie dobrze może to być jakiś Holender. Reszta zawodników zlewa się wielobarwną plamę i po kilku sekundach znika z pola widzenia. Znowu czekanie. Zaskakująco długie – wygląda na to, że ucieczka ma sporą przewagę. Ulicą przejeżdża kilka motocykli, a za nimi reszta kolarzy – peleton. Przejazd trwa kilkanaście sekund, po których następuje chwila konsternacji. To już? Po wszystkim? W końcu ludzie uznają, że chyba koniec i zaczynają się rozchodzić. Tour, Tour i po Tourze, można iść na piwo…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.