Spędziliśmy klika dni z aluminiowym gravelem od Whyte’a. Jak nam się układało?

Wyjaśnienie: Friston był z nami tydzień. To zdecydowanie za mało na pełnoprawny test, dlatego poniższy tekst jest raczej spisanymi na gorąco pierwszymi wrażeniami.
Zacznijmy od specyfikacji modelu:
A jak Friston jeździ? Na asfalcie bywa męczący, o czym najmocniej przekonała się Basia podczas chorwackiej majówki. Podjazdy wymagają specyficznego stylu – określasz tempo, najlepiej niezbyt wysokie, i próbujesz je utrzymać. Bez nagłych zrywów i szarpania. Trochę jak na enduro… Ale podjechać da się niemal wszystko, co udowodniliśmy, zdobywając na Fristonie chorwackiego Vojaka (więcej na ten temat za tydzień).

Z kolei na szybkich, krętych zjazdach Whyte imponuje stabilnością. Z szosami – a także moim ostrym kołem – mam wiele problemów. Jednym z nich jest to, że zwyczajnie takim rowerom nie ufam. Wąskie opony, cienkie rurki, małe tarcze hamulcowe (albo, jeszcze gorzej, szczęki) – rzeczy, które w krytycznym momencie mogą jebnąć, pozbawiając mnie zdrowia lub życia jest tu zbyt wiele. Friston pozostaje niewzruszony. Jasne, szerokie bieżnikowane opony nie rozpędzają się tak ochoczo, jak typowo szosowe, za to zachowują dużo więcej stabilności w szybko pokonywanych łukach. Również hamulce okazują się wystarczająco skuteczne. Podczas zjazdu z Vojaka pierwsze zakręty pokonuję nieśmiało, nadużywając hamulców, ale w każdym kolejnym łuku coraz słabiej naciskam klamki, a rower pochyla się pod coraz większym kątem. Proporcjonalnie rośnie uśmiech na twarzy.

Jednak gravele są po to, by w każdym momencie móc zjechać z asfaltu. Żeby poznać możliwości Fristona poza utwardzonymi nawierzchniami, zabrałem go na krótką pętlę koło domu.

Na podjeździe wrażenia są podobne, jak na asfalcie. Tyle, że o ile tam Friston jest wolniejszy od konkurencji, to w terenie start do niego mają tylko lekkie maszyny XC. Cała reszta zostaje z tyłu. Z kolei podczas zjazdu po w miarę gładkiej nawierzchni jedyną wyraźną różnicą jest nienaturalna dla górali pozycja. Jasne, mamy do czynienia ze sztywnym przodem i tyłem, więc nie jest tak miękko, jak na rowerze w pełni zawieszonym, ale przesłania to wszystko frajda, jaką daje szybki zjazd na rowerze z barankiem, najlepiej z kierownicą trzymaną w dolnym chwycie. Zaskakuje mnie też łatwość, z jaką Friston pokonuje np. niewielkie korzenie. Jedynie duże przeszkody wymagają uwagi i wyhamowania lub… przeskoczenia. Na testowej pętli takimi elementami wytrącającymi rower i mnie z równowagi były przepusty wodne z mocno wystających bali.

Friston dużo lepiej czuje się poza asfaltem. Jeżeli więc szukacie roweru na szosę i okazjonalne wypady do lasu czy parku, szukajcie dalej. Możecie zacząć od Whyte’a Glencoe, który do takiej jazdy nadaje się znacznie lepiej. Ale jeśli las jest Waszym drugim domem, a po asfalcie jeździcie tylko po to, żeby się tam dostać, gravel Whyte’a będzie dla Was idealnym kompanem.