Wiele osób na hasło „rower elektryczny” reaguje z obrzydzeniem. Ostatnio miałem okazję sprawdzić, do czego zdolne są e-bike’i i przetestować trzy zupełnie różne koncepcje.
Na początek „mieszczuch”

Zaczynam od typowo miejskiego roweru Ecobike. Trzybiegowy Nexus, spora waga i miejski charakter nie obiecują zbyt wiele. Ot, idealny sprzęt by podjechać do sklepu po bułki. Ale potrafi zaskoczyć. Wszystko za sprawą zamontowanego w przednim kole elektrycznego silnika. Do dyspozycji mamy trzy tryby wspomagania. W pierwszym nie czuć pomocy ze strony elektrycznego silnika, czuć za to wyraźnie wagę roweru. Środkowy i najwyższy tryb to inna bajka, tutaj wspomaganie jest wyraźne. Ale to nie wszystko – do dyspozycji mamy jeszcze manetkę, taką jak w skuterach. Odkręcenie jej powoduje, że rower zaczyna wyraźnie przyspieszać nawet bez naszego udziału. Na testowej trasie miałem do pokonania bardzo długi i męczący podjazd. Wspomaganie na najwyższy poziom, manetka odkręcona do oporu i… banan na twarzy. Równie dobrze mógłbym jechać skuterem. Tylko poziom zanieczyszczenia inny 😉 Co zaskakujące, rower bardzo sprawnie hamuje. Krótko mówiąc – taki rower to idealne rozwiązanie do miast o bardziej górzystym ukształtowaniu terenu, świetne dla osób starszych czy słabszych kondycyjnie. Pozwoli im sprawnie przemieszczać się z punktu A do punktu B, zwłaszcza, że deklarowany przez producenta zasięg wynosi do 60 kilometrów.
Dla turysty

Czas na poważniejszy sprzęt – Kreidlera Vitality. Ten rower również nadaje się do miasta, ale sprawdzi się również na dłuższych dystansach. Zapewnia świetny komfort, nie czuć w nim wagi tak jak w przypadku Ecobike’a, a Nexus ma siedem przełożeń. Bardziej zaawansowany jest także napęd elektryczny. Nie ma wprawdzie manetki, są za to cztery tryby wspomagania, z poważnie brzmiącym Turbo włącznie. Różnice między poszczególnymi trybami są wyraźne, ale na bicie rekordów prędkości nie pozwala ograniczenie wspomagania jedynie do prędkości 25 km/h. Na wspomnianym wcześniej testowym podjeździe musiałem trochę więcej pedałować ze względu na brak manetki, ale subiektywnie pokonałem go szybciej. I nie, nie zmęczyłem się ani trochę. Minusem Kreidlera jest nisko umieszczony silnik. Łatwo uderzyć spodem na przykład w krawężnik. Rower ten to idealna propozycja dla osób, które nie chcą się ograniczać się tylko do jazdy po mieście i szukają sprzętu pozwalającego na pokonywanie dłuższych dystansów nawet przy słabej kondycji.

Czołgiem w teren?
Ostatni testowany rower to poczciwe GT Avalanche z dołożonym silnikiem elektrycznym Samsunga. Pierwsze spostrzeżenie – waga. To nie jest sprzęt dla krosiarzy. W sumie to nie wiem do końca, dla kogo jest, ale o tym później. Wracając do roweru – bez wspomagania jechać się na tym nie da. Nawet po płaskim. Do wyboru są trzy tryby wspomagania i „dzyndzel” działający na tej samej zasadzie, co manetka w Ecobike’u. Ze wspomaganiem jest szybciej, z odkręconym „gazem” bardzo szybko. Tylko wspomaganie nie byłoby potrzebne, gdyby nie dodatkowe kilogramy pochodzące z baterii i silnika. Rower zaskakuje mnie na zjeździe – przy manewrowaniu nie czuć masy, prowadzi się bardzo pewnie. Niestety, ma ten sam mankament, co Kreidler – nisko zawieszony silnik łatwo obić o podłoże. W terenie przeszkadza to znacznie bardziej, niż w mieście. Jestem ciekaw zachowania roweru na podjeździe. Niestety nie jest mi dane go sprawdzić. Awaria w połowie trasy uniemożliwia mi dokończenie testu. Dlatego nie mogę w pełni ocenić tego rozwiązania. Mogę powiedzieć tyle – jeżeli dopiero zaczynasz jeździć i brak Ci kondycji do śmigania po górach, nie kupuj roweru elektrycznego. On Ci nie pomoże w rozwoju , tylko rozleniwi. Kup zwykły rower i trenuj, trenuj, trenuj. Co innego, jeżeli na jeździe po górach zjadłeś (-aś) zęby, ale kondycja już nie ta, co dawniej. Rower ze wspomaganiem może przedłużyć Twoją przygodę z górami i będzie dobrym wyborem.
P.S.
zdjęć GT brak ze względu na awarię 😉
2 thoughts on “Rower elektryczny – tylko dla seniora?”