Pierwsze wrażenia – Trek Fuel EX 9.8 po pół roku

To jeszcze nie będzie pełnoprawny test, ale sześć miesięcy razem pozwala na pierwsze podsumowanie obcowania z karbonowym Fuelem.

Ale fajny rower

Chyba jeszcze nigdy nie słyszałem tego stwierdzenia – w różnych odmianach – tak często. Najczęściej autorami są dzieciaki, ale dorosłym też się zdarza. Raz nawet proponowano mi zamianę za Audi Q5. Trzeba przyznać, że Fuel rzuca się w oczy, chociaż malowanie niespecjalnie mu w tym pomaga. Słyszałem na temat kolorystyki skrajne opinie – dla jednych jest zbyt smutna, inni nie mogli się nachwalić (czyżby nie wszyscy byli fanami krzykliwych kolorów?). Osobiście nie miałbym nic przeciwko delikatnemu akcentowi kolorystycznemu.

W robieniu efektu wow na pewno pomaga włókno węglowe. Karbonowe koła czy kierownica świetnie wyglądają. A oprócz tego mają sporo innych zalet. Najbardziej oczywistą jest oczywiście redukcja wagi, która – według danych producenta – 12,7 kg dla rozmiaru M (na dętkach). Swojego egzemplarza nie ważyłem, ale jak się nadarzy okazja to nie omieszkam tego zrobić.

Dzięki RE:aktiv z technologią Thru Shaft nie ma konieczności stosowania IFP ( Internal Floating Piston – wewnętrzny tłok pływający). Efektem ma być wyeliminowanie opóźnień w reakcji, spotykanych w amortyzatorach konwencjonalnych.
Kolejny dziwny skrót związany z pracą zawieszenia to ABP – Active Braking Pivot. Bez wdawania się w techniczne szczegóły – ma on zabezpieczać przed zblokowaniem tylnego zawieszenia podczas hamowania.

Czy to działa? Nie wiem, ile w tym marketingowej gadki i efektu placebo, ale nierówności nie robią na zawieszeniu wrażenia. Czasem aż trudno uwierzyć, że ma „tylko” 130 milimetrów skoku. Fuel jest bez dwóch zdań jednym z najwygodniejszych rowerów, na jakich miałem okazję jeździć. Jednocześnie jak na rower z małym skokiem daje zaskakująco dużo pewności siebie nawet na trudnych technicznie zjazdach.

Nie mam za to pojęcia, czy jakiekolwiek wymierne korzyści daje Mino Link – jeszcze go nie przestawiałem. Pozwala on na niewielkie zmiany w geometrii: kąta główki o pół stopnia, a wysokości supportu o 10 milimetrów. Przed pełnoprawnym testem na pewno sprawdzę jego działanie. Chociaż, jak się znam to pewnie zmienię położenie raz i do końca roku zapomnę o jego istnieniu…

Z ciekawych „ficzerów” warto też wymienić Knock Block, czyli blokadę uniemożliwiającą pełne skręcenie kierownicy.

Do elementów, z którymi ciężko się polubić, należy z pewnością siodełko. To nie tylko moja opinia – każdy, kto wsiadał na mój rower szybko zauważał, że jest niewygodne. Po kilku miesiącach moje cztery litery trochę się do niego przyzwyczaiły, ale bez pieluchy nie ma mowy o dłuższej wycieczce.

W bike checku wspomniałem, że hamulce Shimano SLX odstają od reszty specyfikacji i nie przystoją do roweru w tej cenie (co spotkało się z ostrą reakcją jakiegoś fanboya Shimano). Zdania nie zmieniłem, ale jak widać hamulce pozostały. W ogóle specyfikacja mojego roweru dalej jest w pełni seryjna. A o działaniu SLX-ów nie ma co się rozpisywać, chyba każdy je zna.

Podobnie jak SRAMA GX Eagle. Przyznam szczerze, że nie jestem fanem jego pracy, wydaje mi się zbyt mechaniczna, mało gładka. Niemniej jednak pozwala podjechać wszędzie tam, gdzie trzeba i odpowiednio dokręcić na zjazdach. Przełożenia brakować może jedynie na płaskim, ale hej, od szybkiej jazdy po płaskim są inne rowery!

Całość składa się na rower, który najkrócej mogę podsumować stwierdzeniem: nie chcę innego. Przed nami jeszcze wiele wspólnych kilometrów i podsumowanie w formie testu długodystansowego na koniec sezonu. Stay tuned!

4 thoughts on “Pierwsze wrażenia – Trek Fuel EX 9.8 po pół roku”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.