Najważniejszy hamulec masz w swojej głowie… To swego rodzaju motto towarzyszące nam podczas alleycatów świetnie wpisuje się również w MTB. Czasem jednak warto ten hamulec nieco popuścić…
Ten pierwszy raz
Kiedy pierwszy raz wybrałem się na Stary Zielony nie miałem pojęcia, czego się spodziewać. Kilka miejsc zmusiło mnie do zejścia z roweru i spaceru. Potem patrzyłem na nie z dołu i myślałem sobie „e, w sumie to chyba nie jest takie straszne, jak się na początku wydawało.” Za drugim razem butowałem jeszcze więcej, a trzeci był kompletną porażką. Zatrzymywałem się i mówiłem sam do siebie: „bez jaj, przecież to zjedziesz”. A pięć metrów dalej zastanawiałem się, co ja tu w ogóle robię. Hamulec w mojej głowie był zdecydowanie zbyt czuły…
Tchórzostwo? Brak pewności siebie? A może nadmiar zdrowego rozsądku?
Szczerze? Możecie to nazywać jak chcecie. Tak naprawdę można tu zastosować każde z tych określeń. Nazwa ma drugorzędne znaczenie. Dla mnie to po prostu problem…
Znajdź przyczynę
O ile nazewnictwo nie ma znaczenia, to już poznanie przyczyny problemu jest kluczowe w walce z nim. Skąd zatem mogą się brać zahamowania? Oto kilka potencjalnych powodów:
- brak odpowiedniego sprzętu: najstarsza i najbardziej zużyta wymówka świata. W moim przypadku już nieaktualna. Ale jeszcze kilka miesięcy temu jeździłem na budżetowym hardtailu, w którym za trzymanie koła (nie mylić z amortyzacją) odpowiadał Suntour XCT a za hamowanie mechaniczne Tektro z tarczami wielkości płyty CD. I chociaż mam poczucie, że wycisnąłem z niego wszystko, to jednak zabieranie go na trasy o podwyższonym stopniu trudności wydawało się kretyńskim pomysłem. A to prowadzi nas bezpośrednio do wymówki numer dwa;
- brak doświadczenia: ok, jakąś wiedzę teoretyczną mam. Staram się jak mogę, by teorię stosować również w praktyce i nieskromnie powiem, że chyba idzie mi to coraz lepiej. Ale to nie zmienia faktu, że na rowerze jeżdżę od niedawna, a jazda w tym trochę bardziej ekstremalnym wydaniu do niedawna była mi zupełnie obca. Ale nie ja jeden jestem początkujący, a wielu nowicjuszy nie ma takich problemów – po prostu puszczają hamulce i jadą. Ten argument nie do końca się zatem broni. A może po prostu za późno się za to wszystko wziąłem?
- wiek: bo prawda jest taka, że w głowie mam trochę bardziej poukładane niż jeszcze dziesięć, a nawet pięć lat temu. Jeździć na rowerze zacząłem w wieku 28 lat i dojście tu, gdzie jestem teraz, trochę mi zajęło. Prawdopodobnie gdybym zaczął mając lat 8 albo nawet 18 nie zastanawiałbym się nad tym zbytnio i po prostu jeździł gdzie popadnie i jak popadnie, z nastawieniem „najwyżej się połamię”. Teraz jakoś połamanie się mi się nie uśmiecha. Nawet pomimo tego, że nie mam dzieci, na których utrzymanie muszę zarobić ani kredytu do spłacenia, a Basia świetnie sobie poradzi sama.
Odpuszczać czy nie?
W zasadzie po tych trzech spacerach z elementami jazdy mogłem uznać, że to nie dla mnie i sobie odpuścić. Przecież kolarstwo górskie niejedno ma imię i nie musimy wszyscy jeździć i lubić tego samego. Nikt mi nie wmówi, że właśnie to jest prawdziwe MTB a wszystko inne to bullshit dla cieniasów. Lubię gładkiego jak autostrada Twistera i jazdę po szlakach turystycznych, a wąskich, najeżonych korzeniami ścieżek nie i nikt mnie nie zmusi, żebym po nich jeździł. Mogą się śmiać, że jestem pipa – tak naprawdę pokazują w ten sposób, że to oni są ograniczeni, a nie ja. Skoro coś mi nie sprawia przyjemności, to tego nie robię – proste. A jednak dzisiaj znowu pojechałem na Stary Zielony. I pojadę na niego jeszcze raz, a potem następny i tak do skutku. Będę próbował, składał poszczególne elementy do kupy, aż do momentu, w którym uznam, że jestem zadwolony ze swoich przejazdów. Po co? W imię walki z własnymi ograniczeniami. Bo jeżeli nie przekonam sam siebie, że mój wewnętrzny hamulec przesadza, to pewnie nigdy nie będę czerpał pełni przyjemności z jazdy…
Wyjaśnienie: ten wpis nie jest o tym, że omójborzestaryzielonyjesttrudny. Być może za jakiś czas te słowa będą nieaktualne w stosunku do tej akurat trasy. Ale będą w stosunku do jakiejś innej. Wstawcie w miejsce Starego Zielonego w tekście dowolne miejsce, które jest dla Was kłopotliwe. Wszyscy mamy jakieś ograniczenia. Ważne, jak sobie z nimi radzimy.
Warto przeczytać:
10 thoughts on “O własnych słabościach”