Niby klasycznie, ale nie do końca…

Październikowy alleycat był w pewnym sensie wyjątkowy, chociaż z nazwy i charakteru miał być klasyczny. Bez fabuły i szukania artefaktów, czysta jazda od punktu do punktu i zbieranie podpisów od zabezpieczających punkty osób. Trasa doskonale opisana i szybka, czysta przyjemność z jazdy i rywalizacji. Przy okazji po raz pierwszy miałem okazję przejechać alleycata sam, Basia miała bowiem inne zadanie – stała na punkcie kontrolnym. Z wyniku jestem umiarkowanie zadowolony, niestety znów uciekło mi podium, a różnice czasowe po raz kolejny okazały się nieznaczne 😉

Gdzie zatem ta wyjątkowość? Otóż kilka dni przed alleycatem koleżanka Basi z pracy zorganizowała wśród współpracowników akcję pomocy wychowankom jednego z bielskich domów dzieci. Pojawił się pomysł, by coś podobnego zorganizować podczas alleycata. Organizatorzy się zgodzili, a odzew był… zajebisty. Udało się zebrać całe mnóstwo naprawdę potrzebnych artykułów. Zwieńczeniem wieczoru był wspólny przejazd i odwiedziny w domu dziecka – naprawdę mocne przeżycie, chyba nikt nie pozostał obojętny. Pomysł chwycił do tego stopnia, że już trwa kolejna akcja spod znaku „bielscy rowerzyści wychowankom domu dziecka”.

2 thoughts on “Niby klasycznie, ale nie do końca…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.