Prawie trzy lata. Tyle upłynęło od mojego pierwszego kontaktu z Dragon Bike Components. I chyba nikt nie spodziewał się, jak wiele przez ten czas może się wydarzyć.
Zaczęło się od przypadku
To było jakoś latem 2016 roku. W sieci pojawiały się zdjęcia zielonego hardtaila od tajemniczej firmy Dragon Bike Components. Pod którymś z nich dodałem komentarz w stylu “dajcie się karnąć”. I, ku mojemu zaskoczeniu, dali. Oprócz testu Leafa, bo tak nazywał się sztywniak od DBC, zrobiliśmy wtedy wywiad z Rafałem – mózgiem całego przedsięwzięcia. Zapowiedział wtedy, że trwają prace nad prototypem ramy zawieszonej do enduro. Jakieś pół roku później światło dzienne ujrzał Flame. A ja miałem okazję objeżdżać jedną z trzech prototypowych ram, które powstały!
Flame wyjeżdża na trasy
Pierwszy Flame był klasycznym jednozawiasem ze skokiem wynoszącym 170 milimetrów. Maszyna teoretycznie z pogranicza superenduro i freeride’u okazała się zaskakująco uniwersalna. Jako biker, któremu znacznie bliższe jest tłuczenie wielokilometrowych wycieczek po górach niż latanie w bikeparkach czy urywanie kolejnych setnych sekundy na oesach, wiem o czym mówię. Spędziłem z tym rowerem dwa sezony i mimo, iż nasza przygoda już się zakończyła, to wspominam ją bardzo dobrze. Oczywiście, jak na prototyp przystało, Flame nie ustrzegł się “chorób wieku dziecięcego”. Odkąd pierwsze ramy wyjechały na testy, trwały prace nad kolejnym wcieleniem Flame’a. Od prezentacji proto minęły dwa lata, a o projekcie zrobiło się nieco ciszej, ale Flame nie przepadł. Jego nowe wcielenie już niebawem ma ujrzeć światło dzienne.
Co nowego?
Ogólne założenia się nie zmieniły. Nowy Flame ma być pozbawiony wad prototypu i być lepiej dopasowany do współczesnych trendów, ale zachowa charakter wersji przedprodukcyjnej. “Zmiany będą, bo muszą być. Prototyp posiada wady, które zostały w 100% usunięte z wersji v2. Podstawową zmianą jest usztywnienie wahacza oraz zwiększenie miejsca na tylną oponę. Dodatkowo ramy będą zgodne z obecnymi trendami geometrycznymi. Główną różnicą wersji prototypowej a wersji produkcyjnej jest sam wygląd ramy, która dostała więcej elementów CNC, a kształty rur zostały bardziej przemyślane” – mówi Rafał z DBC. Podkreśla też, że nowy Flame będzie produktem tworzonym lokalnie:
“Produkcję ramy przenieśliśmy w okolice Bielska-Białej. Frezowanie i toczenie nadal jest wykonywane w Uniwersał Machining w Żywcu. Spawanie odbywa się w nowym miejscu, w wykwalifikowanej spawalni w okolicach Bielska. Za malowanie i składanie ramy w całość odpowiada Dodek Bike Service.” Zlokalizowanie produkcji w okolicy to nie tylko kwestia lokalnego patriotyzmu. Ten zabieg ułatwi również kontrolę nad procesami produkcyjnymi. “Nie skłamię, jeżeli powiem, że jest to jeden z najbardziej dopracowanych projektów jakie zrobiliśmy jako DBC” – podkreśla Rafał.
Nie tylko rama
Co ciekawe Flame v2 ma być sprzedawany w kilku wersjach: jako sama rama, rama z damperem lub gotowy rower. Ta ostatnia opcja również wystąpi w kilku wersjach. Od najtańszej wersji Basic na zawieszeniu SR Suntour oraz Cane Creeka, przez wersje Normal na zawieszeniu Cane Creek i Pro na zawieszeniu Ohlinsa, aż po Elite na Foxie, z karbonowymi obręczami, na piastach Soul Kozak. Specyfikacje oraz ceny zostaną podane w najbliższym czasie na stronie internetowej. Lubiących się wyróżniać zainteresuje pewnie wersja Individual, składana na specjalne zamówienie klienta. Rafał podkreśla swoje zadowolenie z tego, co udało się stworzyć. “Na pewno z tego projektu jestem zadowolony, jednak wszystko za długo trwało. Czasem lepiej poświęcić trochę więcej czasu by być na prawdę w 100% pewnym, że się nie popełnia głupich błędów jak w wersji prototypowej” – stwierdza.
Produkcyjna wersja Flame’a ma się pojawić w najbliższym czasie. Ja osobiście nieustannie trzymam kciuki za ten projekt i już nie mogę się doczekać, kiedy będzie mi dane przetestować nowe dzieło DBC!
Więcej o moich doświadczeniach z DBC: