Moją drugą pasją są samochody. Szczególnie te, które już dawno wkroczyły w wiek dorosły. Staram się odwiedzać każdą imprezę poświęconą klasycznym samochodom w okolicy. Jedna z takich imprez zawitała 23 sierpnia do Pszczyny. Basia, która nie podziela mojej fascynacji starociami, rzuciła hasło: „na rowerze mogę jechać”. Przy okazji po raz pierwszy od bardzo dawna przewietrzyła Evivę na dystansie większym niż z domu do pracy i z powrotem 😉 Jeżeli wybieracie się z Bielska-Białej do Pszczyny na rowerze, mam dwie rady:
1. Nie ufaj Google Maps
Oczywiście dotrzeć do celu można na wiele sposobów, jednak nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie skomplikowali sobie życia 😉 Z trzech tras sugerowanych przez mapy Google wybrałem tę, która wydała mi się najbardziej atrakcyjna – przez Rudołtowice. Wprowadziłem ją do aplikacji treningowej i wybrałem śledzenie trasy. Niestety szybko okazało się, że sugerowana przez Google trasaniekoniecznie jest przejezdna. Najpierw próbowała nas prowadzić przez tereny jakichś zakładów produkcyjnych, a potem wąską, zarośniętą ścieżką, którą ledwie znaleźliśmy. Na szczęście byliśmy na czerwony szlaku rowerowym, postanowiliśmy więc olać Google i kierować się oznaczeniami szlaku. Niestety w pewnym momencie musieliśmy się od niego odłączyć. W końcu dotarliśmy do kopalni „Silesia” w Czechowicach-Dziedziach. Najpierw trasa prowadziła nas dziurawą drogą z betonowych płyt wzdłuż terenów kopalni. A potem oszalałem. Sugerowana przez Google trasa biegła bowiem przez kopalniany plac (oczywiście zamknięty) a dalej przez… hałdę węgla! Na szczęście udało nam się objechać kopalnię jakimiś polami i wyjechaliśmy za hałdą. Niestety prowadząca dalej droga była zawalona błotem z wożących węgiel ciężarówek, nie byliśmy więc najczystsi. W końcu jednak dotarliśmy do cywilizacji i dalsza droga do Pszczyny przebiegła bez problemów. Z drugiej strony, gdyby nie te pola, błoto i szukanie przejazdu pewnie umarłbym z nudów. Płasko, asfalt albo betonowe płyty, widoków zero, no bo co może być ciekawego w Komorowicach czy Czechowicach-Dziedzicach? Zdjęć nie robiłem, ale wrzucam zapis trasy z komentarzem: nie jedźcie nią!
2. Nie zgub szlaku
Wracać postanowiliśmy trasą Greenways. Okazało się to dużo lepszym wyborem, ale też nie idealnym. Po pierwsze oznaczenie Greenways pozostawia sporo do życzenia. Niestety w dużej mierze wynika to z ingerencji osób trzecich, które po prostu niszczą znaki. Niestety łatwo zgubić szlak, przez co kilka razy zbłądziliśmy i zmuszeni byliśmy się wracać. Kilkukrotnie szukaliśmy alternatywnych dróg i po jakimś czasie wracaliśmy na Greenways. Ostatecznie, po kolejnym zgubieniu szlaku, trafiliśmy na Wiślaną Trasę Rowerową, która wyprowadziła nas z Goczałkowic do Ligoty. Stąd do domu mieliśmy już blisko, uznaliśmy więc, że wracamy najkrótszą możliwą drogą, pomijając obie trasy. Chyba wyszło nam to na dobre, bo Greenways strasznie kluczy. Oczywiście w momencie, kiedy byliśmy już na znanych terenach i jechaliśmy po prostu przed siebie, oznaczenia Greenways znowu zaczęły się pojawiać. Greenways jest szlakiem typowo turystycznym. Jego celem nie jest dotarcie z punktu A do punktu B najkrótszą możliwą drogą. Dość powiedzieć, że z Bielska-Białej do Pszczyny pokonaliśmy 30 kilometrów, a z Pszczyny do Bielska-Białej (z błądzeniem) grubo ponad 50! Trzeba jednak przyznać, że jazda tą trasą była przyjemna i dość urozmaicona. Nawierzchnie asfaltowe przeplatają się z polnymi drogami, szutrami wokół goczałkowickich zbiorników wodnych, a nawet przejezdnymi łąkami, dzięki czemu nie umiera się z nudów.
2 thoughts on “Na rowerze do Pszczyny”