Majówka pod znakiem testów

Majówka. Długi weekend, który dla niektórych przeciągnął się do tygodnia. U nas stał pod znakiem rowerowych testów na lokalnych trasach.

O tym, że majówkę spędzimy w domu wiadomo było od dłuższego czasu. Głównie dlatego, że mój długi weekend nie trwał tygodnia i pomiędzy dniami wolnymi pracowałem. W grę wchodziły co najwyżej niedalekie wyjazdy na dzień-dwa. Ale pod koniec kwietnia te zamiary zweryfikowała awaria samochodu. Zostało nam upalanie lokalnych tras. Na szczęście do Bielska-Białej zawitały testowe rowery od Treka i Krossa.

Jak zrobić z siebie debila?

Testy Treków, za namową znajomego, zaczynamy od elektryka Powerfly 7 FS. Na domiar złego dajemy się namówić na podjazd Daglezjowym. Znajomy – znany z tego, że w podjazdach lubi tylko piwo na szczycie – jest zachwycony. Ja wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że zabrałem osiemnastokołową ciężarówkę na uliczny tor wyścigowy w Monte Carlo. To, co zyskuję na prostych dzięki wspomaganiu, tracę na zakrętach, w których rower nie chce się mieścić. Czuję się jak debil i pewnie tak też wyglądam. Na zjazd wybieramy DH+. I tu zaskoczenie. Rower okazuje się wyjątkowo sprawny na zjeździe – radzi sobie lepiej, niż zapamiętałem z zeszłorocznej przygody z elektrykiem. Oczywiście jego masa jest wyraźnie odczuwalna i w niczym nie pomaga, ale o dziwo da się tym zjeżdżać…

#trekbielsko #demodays #ebike #wypożyczrower #elektryk

A post shared by @ trekbielsko on

Fuel? Proszę zapakować. Najlepiej dwa…

Na szczęście 45 minut jazdy testowej mija i możemy wreszcie wsiąść na porządny sprzęt. Wybór pada na Fuela 9.8. 130 mm skoku z przodu i z tyłu, 29 cali, włókno węglowe – brzmi jak idealny rower do potrzeb moich i Basi. 45 minut jazdy to za mało, by pokusić się o jakąś sensowną recenzję, ale wystarczająco, by się zachwycić. Basia zdaje się podzielać mój zachwyt, bo po powrocie do centrum testowego stwierdza „Ja go chcę”. Entuzjazm studzi dopiero spojrzenie w cennik – cena testowanego modelu przekracza 20 tysięcy złotych. Na szczęście w katalogu są też tańsze opcje.

Hardtail + platformy = fun?

Spośród testówek przywiezionych przez Krossa stawiam na hardatile. Nie chodzi mi przy tym o konkretne modele. Chyba już kiedyś wspominałem, że odkąd jeżdżę na fullu, ciągle myślę o tym, by uzupełnić rowerowy garaż o jakiegoś „zabawowego” sztywniaka. Na pierwszy ogień idzie Smooth Trail, na którym jeszcze nie miałem okazji jeździć, a potem znany mi już z zeszłorocznych testów Grist. Ten pierwszy ewidentnie nie lubi podjazdów. Albo brakuje mu przełożeń, albo ma nadwagę. A pewnie obie te rzeczy na raz. Na trudnych, technicznych sekcjach zjazdowych wymaga dużo uwagi i pewnego trzymania. Grist wydaje się być jego przeciwieństwem. Podjeżdża znacznie chętniej, a na zjazdach – tam, gdzie jego stalowy brat traci pewność siebie – on zachęca do zabawy. Najfajniejsza jednak jest w jeździe na hardtailu świadomość, że więcej zależy od umiejętności jeźdźca, niż pracy tylnego zawieszenia. U mnie spotęgowana faktem, że po trzech latach jazdy tylko z SPD, postanowiłem w tym roku wrócić do platform. Połączenie sztywnego roweru z platformowymi pedałami to swoisty powrót do korzeni.

Na deser zostawiamy sobie jeszcze Soila EX. Jest już jednak dość późno, zmęczenie daje się we znaki, więc jazda testowa jest krótka i nie pozwala na ocenę roweru.

Dwie różne szkoły robienia testów

Przy okazji zauważyć można było wady i zalety dwóch sposobów na prowadzenie dni testowych. Trek przywiózł trzy modele MTB (oprócz wspomnianych wyżej jeszcze Slasha) i Emondę, wszystkie w różnych rozmiarach. Nie było zatem mowy o tym, by ktoś chcący kupić na przykład Remedy, mógł się do niego przymierzyć  Do testów przystąpić mógł każdy, nie było żadnych zapisów i tym podobnych. Niestety, aby całość przebiegała sprawnie, czas jazd testowych był skromny – raptem 45 minut. Na plus zaliczyć trzeba na pewno fakt, że przed każdą jazdą rowery były ustawiane pod kolejnego testującego, co w Krossie nie było takie oczywiste. W dodatku Trek Demo Days trwały dwa dni, więc mimo krótkiego czasu pojedynczych jazd można było się „najeździć”, a ekipa bielskiego sklepu Treka tradycyjnie zadbała o świetną atmosferę.

Kross podszedł do tematu nieco inaczej, przywożąc znaczną część kolekcji MTB (łącznie z Moonem) i elektryki, dając szansę przymiarki do konkretnego modelu. Aby skorzystać z jazd, należało się jednak zapisać, wybierając konkretną godzinę i rower (maksymalnie trzy). Z jednej strony ograniczyło to możliwość skorzystania z testów dla przypadkowych osób, z drugiej pozwoliło na wydłużenie czasu jazd do całkiem konkretnych 90 minut. Obie metody mają swoje wady i zalety – najważniejsze jednak, że obie się sprawdzają i pozwalają cieszyć się chociaż przez chwilę rowerami, na które mało kogo stać albo sprawdzić wady i zalety upatrzonego modelu przed zakupem.

Zobacz też:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.