W sobotę z samego rana wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w stronę miejscowości Ciężkowice, kierując się oznaczeniami szlaku rowerowego, który zaczyna się w Jamnej. Droga początkowo mieszana – trochę asfaltu na zmianę z leśnymi drogami, raczej płasko, trochę zjazdów, podjazdy w mniejszości, za to wiele z nich naprawdę dawało się we znaki. Szybko przekonaliśmy się też, że na oznaczenia szlaków raczej nie mamy co liczyć. Dobra mapa to absolutne minimum, my posiłkowaliśmy się dodatkowo GPS-em w telefonach. Ten problem towarzyszył nam przez cały wyjazd – oznaczenia szlaków są tragiczne. Ze szlakami pieszymi też wcale nie jest lepiej.
W drodze do Ciężkowic odbiliśmy na chwilę do lasu, w którym znajduje się głaz o swojskiej nazwie Wieprzek. Tam okazało się, że nie spakowałem karty do aparatu, co nieco podniosło mi ciśnienie 😉 Na szczęście w Ciężkowicach udało mi się kupić zapasową kartę. A właściwie drugą zapasową, bo jedną już miałem 😉
W samych Ciężkowicach nie ma zbyt wiele do oglądania – ciekawy jest rynek z budynkiem ratusza i neogotycki kościół, uwagę przykuwa też nietypowa zabudowa – domki w zabudowie szeregowej z czymś na kształt podcieni. Później spotkaliśmy się z tym jeszcze kilka razy.
Z Cięzkowic ruszyliśmy w stronę Skamieniałego Miasta. To bardzo rozległy rezerwat przyrody. W zasadzie zahaczyliśmy tylko o jego fragment – skałę z krzyżem, z której rozlega się niezły widok na Ciężkowice oraz bardzo ciekawy, acz niewielki wodospad.
Spod wodospadu wróciliśmy do Ciężkowic, by stamtąd ruszyć w dalszą drogę w stronę czegoś o nazwie Polichty. Nie miałem pojęcia co to jest, jednak właściciel Chatki Włóczykija zapewniał, że warto się tam udać. W dodatku na mapie Polichty zaznaczone były jako wielka zielona plama, po cichu liczyłem więc na trochę bardziej wymagającej, leśnej jazdy. Niestety najpierw musieliśmy zmierzyć się z około dziesięciokilometrowym asfaltowym odcinkiem. Przed totalną nudą uratował nas jedynie bardzo długi i wymagający podjazd, który musieliśmy zaliczyć. Na miejscu okazało się, że w Polichtach znajduje się Ośrodek Edukacji Ekologicznej. Jedną z większych – dosłownie – ciekawostek stanowiły mrowiska:
Można powiedzieć, że dostałem to, czego chciałem – las przywitał nas bardzo długim, fantastycznym zjazdem, który z pewnych względów (szczegóły wolę przemilczeć ;)) przyszło mi pokonywać trzy razy, w tym raz pod górę. Później niestety trochę pobłądziliśmy, w efekcie czego musieliśmy przedzierać się przez błotniste tereny a na koniec pokonać stromy, grząski podjazd. Towarzyszyły nam przy tym chmary nieustępliwych komarów, które przyprawiły Basię o lekkie załamanie nerwowe. Po wydostaniu się z lasu dotarliśmy do miejsca, w którym krzyżowało się kilka szlaków. Zmęczeni starciem z Polichtami postanowiliśmy odpocząć i zastanowić się nad wyborem dalszej drogi. Ostatecznie zdecydowaliśmy się kontynuować jazdę zielonym szlakiem pieszym w kierunku szczytu Mogiła. Niestety nie było nam dane do niego dotrzeć. Zaczęło się od mojej gleby z lądowaniem w głębokiej błotnistej kałuży. Mokry, oblepiony błotem i zły zacisnąłem zęby i jechałem dalej. Szybko jednak okazało się, że przejazd szlakiem będzie bardzo trudny – ścieżka, którą prowadzi została w znacznym stopniu zmyta przez niedawne ulewy. W efekcie po dotarciu do przecinającej szlak asfaltowej drogi postanowiliśmy wrócić do Jamnej. Kierowaliśmy się mapą, ale po kilku kilometrach trafiliśmy na żółty szlak pieszy. Uznaliśmy, że zaryzykujemy i zjechaliśmy z asfaltu. Początkowo szlak prowadził nas polnymi drogami, aż w końcu wjechaliśmy do lasu, który okazał się prawdziwą perełką tego nerwowego i męczącego dnia. Cudowne, niezbyt wymagające technicznie podjazdy i zjazdy doprowadziły nas do samej Jamnej. Starałem się czerpać jak najwięcej przyjemności z jazdy, jednak po całym tym dniu nie było to łatwe.
(nie wiesz jak to wszystko się zaczęło? kliknij tutaj)
Zapisu trasy nie będzie, ale będą zdjęcia:
2 thoughts on “Krótki wypad. Część 2: Sobota z przygodami”