Miały być okolice Sandomierza, potem na tapecie znalazły się Pieniny, a ostatecznie stanęło na Pogórzu Rożnowsko-Ciężkowickim. W kilku kolejnych wpisach przybliżymy te mało popularne wśród turystów tereny i opiszemy przygody, jakie nas spotkały w trakcie wypadu. W sumie wyjazd trwał pięć dni, z czego rowerom poświęciliśmy trzy. Aby jednak przybliżyć zainteresowanym wszystkie miejsca, które odwiedziliśmy, postanowiliśmy opisać całość wyjazdu, a nie tylko część związaną z wycieczkami na dwóch kołach.
Pakowanie
Rozpoczynanie wpisu poświęconego wyjazdowi urlopowemu od pakowania może wydawać się dziwne, jednak w przypadku wyjazdu z rowerami to dość istotne zagadnienie. Ponieważ jeździmy tylko we dwoje, możemy sobie pozwolić na przewożenie rowerów wewnątrz samochodu. Same rowery mieszczą się w nim bez problemu. Tym razem musieliśmy jeszcze zmieścić bagaże. W zeszłym roku zmieściliśmy wszystko bez wysiłku, jednak teraz czekało nas trochę więcej kombinowania. Wszystko dlatego, że nowy rower Basi jest ogromny. Nie tylko większy od poprzedniego, ale też od mojego Blacka! Na szczęście udało nam się zabrać ze wszystkim. W drodze powrotnej pokusiłem się nawet o spakowanie roweru Basi w całości, bez demontażu przedniego koła. Weszło!
Nowy Sącz
W piątek rano ruszyliśmy w kierunku Nowego Sącza. Ponieważ nasze zapoznanie z tym niewielkim miastem miało charakter spaceru i spędziliśmy w nim zaledwie nieco ponad dwie godziny, nie udało nam się poznać wszystkich jego atrakcji. Ogólnie Nowy Sącz pozostawił mieszane odczucia. Znaleźliśmy tu wiele ciekawych miejsc, jednak całość ze sobą jakoś nie gra. Nie ma tu zbyt wielu uroczych zakątków, brak wyjątkowego klimatu. To raczej niespecjalnie ładne miasto, w którym łatwo trafić na ciekawe pojedyncze elementy. Naszą szczególną uwagę przykuł budynek Gimnazjum im. Adama Mickiewicza. W jego bezpośrednim sąsiedztwie jest ciekawy park, w którym znajdziemy „Skałę Piotrową”, „Dąb Wolności”, skalniaki w kształcie filiżanek i rzeźby przedstawiające tancerzy. Naprzeciwko Gimnazjum stoi równie okazały gmach Małopolskiego Centrum Kultury Sokół, a obok ciekawy kościół Świętego Kazimierza.
Nie sposób odmówić uroku mieszczącemu się na rynku budynkowi ratusza – budzącego pewne skojarzenia z tym w Bielsku-Białej. W pobliżu rynku warto także zwrócić uwagę na Kościół Ducha Świętego i bazylikę kolegiacką.
Niestety nie było nam dane zobaczyć Zamku Królewskiego ani Sądeckiego Parku Etnograficznego – podobno warto, więc jeśli będziecie mieli okazję to się do nich wybierzcie.
Jamna
Jako bazę naszych rowerowych wypadów wybraliśmy wieś Jamna, oddaloną od Nowego Sącza o niecałe 30 kilometrów. Nocowaliśmy w ośrodku o wdzięcznej nazwie Chatka Włóczykija. Jej gospodarz kiedyś prowadził położoną kilkaset metrów dalej, znaną wśród miłośników Jamnej Bacówkę, która kilka lat temu została zamknięta, a następnie przeszła w ręce prywatnego właściciela. Oprócz tych dwóch ośrodków w Jamnej znajdziemy jeszcze Dom św. Jacka oraz Centrum Pamięci i Pojednania, upamiętniające mord dokonany na mieszkańcach tej wsi w 1944 roku.
Chatka Włóczykija to miejsce, w którym panuje bardzo przyjemna, rodzinna wręcz atmosfera. Jednocześnie warunki są naprawdę dobre – pokoje są przytulne, a goście mogą liczyć na prywatność. Dodatkowym atutem są widoki oraz fakt, że wokoło praktycznie nic nie ma. Nocami towarzyszyło nam jedynie cykanie świerszczy. Cena 45 złotych za noc od osoby za pokój z łazienką nie wydaje się wygórowana.
Dużo zdjęć:
3 thoughts on “Krótki wypad. Część 1: pakowanie, Nowy Sącz i do celu”