Na zmianę wiosna albo zima, góry za oknem, w mediach społecznościowych co chwilę ktoś atakuje Cię zdjęciami z rowerowych wypadów, a Ty nie masz roweru górskiego… Jak żyć?
Opcji jest kilka. Możesz zacisnąć zęby i jakoś próbować przetrwać. Bądźmy jednak szczerzy – to rozwiązanie tylko dla prawdziwych twardzieli. Możesz też pobiec do sklepu i kupić nowy rower – oczywiście pod warunkiem, że udało Ci się zamknąć budżet i wiesz już jaki powinien być Twój kolejny nabytek. Jest jeszcze opcja, by rower wypożyczyć – a jak jesteś znanym blogerem (ale tak na serio) zawsze możesz liczyć, że jakiś producent lub sklep wypożyczy Ci sprzęt w ramach działań marketingowych – albo pożyczyć od dobrych kolegów (jeśli ich oczywiście masz). Ja wybrałem tę ostatnią opcję i dzięki uprzejmości Macieja z Bike Doctor Service przez trzy dni mogłem cieszyć się ważącym mniej niż moje ostre koło hardtailem Lapierre.
Oczywiście plany miałem bardzo ambitne. Chciałem wykorzystać okazję jak najintensywniej się da i nasycić górami i rowerem. Niestety piątkowy nagły powrót zimy te plany mocno skomplikował. Wieczorem doszedłem jednak do wniosku, że skoro rower już jest w moich rękach, to nie odpuszczę i wybrałem się na krótki nightride w zacinającym śniegu.
W sobotę białe z nieba już nie leci, ale to co zalega na ziemi jest mokre i ciężkie , więc o dalekich wypadach raczej nie ma mowy. Mam za to towarzystwo – Maciej postanowił wykorzystać fakt, że ma pod ręką fata i sprawdzić, jak się na tym jeździ. Wspólny wyjazd szybko zmienia się w kurs nauki jazdy, który po raz kolejny uświadamia mi, że jeszcze dużo przede mną. A potem przychodzi niedziela – po śniegu ani śladu, za to niemal cały czas leje. Wygląda na to, że muszę się zadowolić dwoma krótkimi wyjazdami, które mam za sobą. Na szczęście w poniedziałek wraca wiosna i przed oddaniem roweru udaje mi się wyskoczyć na krótką rundę wokół Koziej Góry.
Nie mogę powiedzieć, że mój głód jazdy po górach został zaspokojony, ale bądźmy szczerzy – czy da się go w ogóle zaspokoić? Na pewno jednak ten weekend pomógł trochę ukoić mój ból wynikający z braku posiadania (chwilowego, miejmy nadzieję) roweru górskiego. No i przy okazji udało mi się zaliczyć trochę jazdy w zimowych warunkach, a wydawało się już, że w tym roku nie będzie mi dane w niej zasmakować. Dlatego jeżeli jesteście w sytuacji opisanej w pierwszym akapicie, powiem Wam jedno – nie wybierajcie opcji numer jeden. Obdzwońcie znajomych, może mają wolny rower, którym się podzielą. Idźcie do sklepu, który ma centrum testowe i dowiedzcie się jakie są warunki wypożyczenia roweru. Albo zostańcie sławnymi blogerami 😉
Może Cię zainteresuje: