Najgorzej wydane pieniądze w życiu – tak najkrócej można podsumować Bike Expo – Narodowy Test Rowerowy.

Przy okazji pierwszej edycji Bike Expo na Stadionie Narodowym w Warszawie chwaliłem pomysł, ale zastrzeżenia miałem do organizacji. Później do stolicy nie chciało mi się już jeździć. Przeniesienie imprezy do Bielska-Białej dawało ogromny potencjał, głównie po kątem testów (w Warszawie odbywały się na parkingu przy stadionie…). Potencjał, który organizatorzy koncertowo zmarnowali, pokazując jednocześnie wszystkim odwiedzającym wielkiego fucka.

Impreza trwała 3 dni i podzielona była na 2 części – testy i, ekhm, targi. Czwartek i połowa piątku przeznaczone były dla branży, druga połowa piątku i sobota dla wszystkich. Swoją drogą ciekawe, po co ta część branżowa – ale o tym za chwilę. Testy rowerów trwały 3 dni i były niezależne od części wystawowej. Mówiąc krótko – jak ktoś chciał brać udział tylko w testach, mógł to robić przez 3 dni za darmo. Niestety, ten komunikat nie był chyba zbyt wyraźny. W efekcie w czwartek i piątek na targach podobno hulał wiatr, a w sobotę na testy rzuciły się tłumy.

Mogłem iść na targi jako „branża”, ale praca nie pozwoliła. W związku z tym na Bike Expo melduję się w sobotę. Sobota to też dzień atrakcji dodatkowych, więc może lepiej. Na placu przed namiotem wystawowym ustawiły się Trek, Specialized, Focus i Bafang ze swoimi testówkami. Jest też Janek z Boho Bikes – jego rowery przyciągają sporo zainteresowanych. Oprócz tego The Trail, jakiś serwis i organizacja turystyczna. Na odgrodzonym barierkami terenie dzieciaki mogą pojeździć po namiastce miasteczka rowerowego i mini torze przeszkód. O każdej pełnej godzinie miasteczko jest sprzątane i jakiś chłopak daje pokaz jazdy na jednym kole, stojąc na kierownicy itd. Konferansjerka twierdzi, że to stunt. Najwyraźniej nikt jej nie powiedział, że stunt nie istnieje 😉
Żeby przetestować Slasha albo Stumpjumpera trzeba swoje odstać. W Specu mnóstwo chętnych na testy, większość rowerów w terenie. W Treku to samo. W Focusie siedzi jakiś znudzony pan, nikt do niego nie podchodzi, przy Bafangu kręcą się jacyś ludzie.

Irek Bieleninik przez głośniki zaprasza na panel dyskusyjny o bezpieczeństwie na drodze. Jest jeden szkopuł – panel będzie w dużym namiocie. Żeby tam wejść, trzeba kupić bilet. Przynajmniej teoretycznie. Bieleninik, najwyraźniej zniesmaczony faktem, że ktoś żąda pieniędzy za to, co dzieje się wewnątrz, zdradza wszystkim, że do namiotu można wejść bocznym wejściem, omijając bramki. Słychać głosy, że na zewnątrz jest dużo lepiej, niż w środku. Pora to sprawdzić – wchodzę do namiotu.

I oczom nie wierzę. Słyszałem, że jest źle, ale nie sądziłem, że aż tak. Całość można obejść w dwie minuty. Góra piętnaście, jeśli zatrzymać się przy każdym ze stoisk na dłuższą chwilę. Dominuje odzież, buty i okulary. Rowerów – zero. Ok, są jakieś egzotyczne elektryki i hulajnogopodobne wynalazki. Pokręciłem się trochę przy ochraniaczach od Dainese, pomacałem buty, przymierzyłem okulary, zrobiłem zdjęcie klapek Beerduro. Posłuchałem trochę dyskusji o bezpieczeństwie. Porozmawiałem z gościem od środków czyszczących – swoim pojawieniem się przy stoisku oderwałem go od pizzy, przepraszam.
I wróciłem do kolejki pod namiot Speca. W ostatniej godzinie testów udało mi się dorwać Levo. Hej, Trek, odezwę się kiedyś po Slasha i Raila na testy, w sobotę się nie udało 😉
Być może gdyby nie Bike Expo, testy Treka i Specialized w tym roku by się nie odbyły. Ale ten rok jest dziwny. Generalnie jednak ci producenci nie potrzebują imprez typu Bike Expo, ich testowe rowery co roku objeżdżają Polskę. Tymczasem Bike Expo bez testów to kompletna żenada, strata czasu i pieniędzy.
tak było…