Gravel, czyli taka fajna szosa

Mój stosunek do szosy jest powszechnie znany. Na szczęście ktoś wymyślił rowery takie jak Marin Gestalt…

Nie chodzę na trening, tylko na rower. W poważaniu mam pomiary mocy, plany treningowe, diety, interwały i inne pierdoły odbierające radość z jazdy. Jeżdżę wtedy, kiedy mam ochotę, a nie kiedy kalendarz mi nakazuje. Od roweru oczekuję jednego. Ma mi dawać przyjemność. Niestety, rower szosowy daje mi ją tylko wtedy, gdy podjeżdżam na nim pod bar.

Co innego gravel. Na przykład taki Marin Gestalt. Na asfalcie spisuje się równie dobrze, co rowery szosowe. Oczywiście pod warunkiem, że nie masz ambicji do bycia kolejnym Saganem (wybacz brutalność – nie uda Ci się) i do jazdy na rowerze podchodzisz zdroworozsądkowo. Napęd 2×9 i opony ze stosunkowo niewielkim bieżnikiem (w rowerze testowym nieco odbiegające od oryginalnej specyfikacji) gwarantują, że podjedziesz wszędzie, gdzie trzeba, a na płaskim dokręcisz z wystarczającą mocą. I chociaż na co dzień nie toleruję przedniej przerzutki, tutaj muszę przyznać, że ma ona sens. Nawet, jeśli działanie dwuletniej Sory nie ma wiele wspólnego z precyzją. Jedynie na zjazdach przydałoby się trochę więcej siły hamowania. Chociaż… Twoi znajomi w swoich wątłych szoskach pewnie mają jeszcze gorzej. Gestalt 1, którego dostałem od polskiego przedstawiciela Marina, jest z 2017 i mocno różni się od aktualnego modelu (szczegóły na końcu). Połączenie aluminiowej ramy z widelcem z tego samego materiału niestety mocno informuje rowerzystę o aktualnym stanie nawierzchni. Spękany istryjski asfalt nie jest sprzymierzeńcem tego roweru. Mimo tego od pierwszych kilometrów czuję, że gdybym miał w najbliższym czasie zainwestować w rower z barankiem, Marin byłby mocnym kandydatem.

Cała fajność graveli kryje się jednak w ich wszechstronności. W tym, że nie trzeba się ograniczać do asfaltu i w każdym momencie można z niego uciec do lasu czy na polne drogi. Dla kogoś, kto asfalt traktuje jak zło konieczne to idealne rozwiązanie. Ale również szosowcy-amatorzy powinni docenić tę uniwersalność. Ile razy zdarzyło się Wam, że trasa wytyczona na komputerze jako rowerowa okazywała się mieszanką asfaltu, szutru, leśnych przecinek i tym podobnych? Na rowerze szosowym masz do wyboru butowanie albo szukanie objazdów. Na gravelu tylko się uśmiechasz i jedziesz dalej. Nic dziwnego, że te rowery zyskują też coraz więcej zwolenników wśród miłośników eksploarcji i bikepackingu. W Marinie o nich pamiętają, wyposażając rowery w całą masę mocowań pod sakwy, dodatkowe bidony czy błotniki.

Przyznam szczerze, że po Gestalcie nie spodziewałem się w terenie wiele. Tym większe było moje zdziwienie, gdy z Przegibka na Magurkę wjechał bez zająknięcia. Jasne, trzeba trochę uważać i omijać co większe kamienie. No i trzęsie niemiłosiernie w porównaniu z rowerem amortyzowanym. Ale ani przez chwilę Marin nie wykazuje słabości. Jedzie przed siebie, jakby nie zauważył zmiany nawierzchni.

I właśnie ta uniwersalność stanowi siłę Marina. To nie jest rower, który zastąpi Ci „górala”. Stanowi raczej jego doskonałe uzupełnienie. Są na rynku bardziej hardkorowe gravele. Jeżeli z jakiegoś powodu możesz mieć tylko jeden rower (ok, nie ma takich powodów, ale przyjmijmy dla tego porównania, że jednak są) i nie możesz wybrać między MTB a szosą, będą dobrym kompromisem. Przynajmniej na początek, potem i tak kupisz rower górski i zapomnisz o szosie drugi rower. Ale jeśli posiadasz już rower do jazdy po górach, a po asfalcie czasem jeździsz, mimo, iż powoduje u Ciebie ciarki, przyjrzyj się gravelom takim jak Gestalt. Nie odstają od przeciętnej szosy, a jednocześnie wystarczają, by od czasu do czasu wyskoczyć do lasu. I ja to kupuję. To znaczy… może kiedyś, jak budżet pozwoli.


Marin Gestalt 1 A.D. 2019
Tegoroczny Gestalt 1 wciąż korzysta z napędu 2×9 opartego na Sorze. Za hamowanie nadal odpowiadają mechaniczne hamulce tarczowe Tektro. Różnice? Opony Schwalbe w rozmiarze 700×30 zastąpione zostały przez WTB 700×32. Najważniejszy jest jednak widelec – teraz jest karbonowy, co powinno mocno wpłynąć na komfort tłumienia. Całość pozwala wierzyć, że dalej mamy do czynienia z rowerem, który doskonale radzi sobie na asfalcie, jednocześnie zapewniając ciut więcej możliwości poza nim. Minusy? Model sprzed dwóch lat jest ładniejszy…

3 thoughts on “Gravel, czyli taka fajna szosa”

  1. Mój stosunek do graveli jest taki, że jak jadę gravelem po asfalcie to tęsknię za rasową szosą, a jak jadę po terenie to tęsknię za mtb. Gravel pozwoli po prostu przejechać po terenowym odcinku, ale przyjemność to średnia. Wolę jednak mieć szosę i mtb i jednego gravela. Dla mnie sens gravela jest tylko taki, że jest to rower szosowy z możliwością przejechania tam gdzie szosa nie da rady. Ale tylko przejechania. Bo frajdy w tym nie widzę żadnej. Ja kocham klasyczną szosówkę, bo prędkości i lekkości jaką daje jazdą nią nie da żaden inny. Gravel jest wyraźnie wolniejszy.

    1. Byłem podobnego zdania, bo mało jest u nas miejsc, które pozwalają gravelowi zabłyszczeć. Byłem sceptyczny dopóki nie trafiłem na równe drogi pożarowe, które w niektórych lasach są na prawdę równe, wysypane drobnym żwirkiem. Szybka jazda gravelem po takich drogach sprawia bardzo dużo frajdy. Z myślą o takiej właśnie jeździe gravel został stworzony w USA

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.