Wieczór w kinie? Fajnie, lubię kino. A wieczór w kinie z filmami rowerowymi? Brzmi idealnie! Chociaż…

Staramy się wspierać wszelkie inicjatywy propagujące kolarstwo. Zeszłoroczna edycja pokazu filmów rowerowych 2B Wheele’d była obiecująca, więc w tym roku nie zastanwialiśmy się zbyt długo nad kupnem biletów. Niestety, ewidentnie tym razem coś poszło nie tak.

Przygotowana w hollu kina „strefa wystawowa” była taka sobie. Rok temu. W tym roku była zwyczajnie słaba. Omen rzywiózł trzy ramy i dwa gotowe rowery. Lulagoga postawiła manekina w ciuchach Foxa i dwa… elektryki. Gdzieś z boku stały opuszczone rowery do goldsprintów. Podobno były jakieś probelmy z uruchomieniem ich… Krótko mówiąc – jeżeli ktoś przyjechał do kina za wcześnie, po trzech minutach mógł spokojnie iść na zakupy albo piwo.

Pokaz filmów rozpoczął się od… wykładu. Artur Hryszko próbował przekonać zgromadzonych na sali downhillowców, że zimę lepiej poświęcić na treningi niż imprezy. W moim odczuciu pomysł fajny i po dopracowaniu takie prelekcje mogą się sprawdzić. A to, że po Arturze widać było stres, jest całkiem normalne. Sam mam za sobą całkiem sporo szkoleń i prelekcji, więc doskonale go rozumiem.

W końcu przyszedł czas na to, na co wszyscy czekali – filmy. I chciałbym już się nie czepiać, ale muszę. Pierwszy blok, nazwany reklamowym, zdominowany przez NS Bikes i duet Gzela/Łukasik był za długi. Film ze Snabbem z 2016 roku można było sobie darować. Ten z Nowej Zelandii też. I tu dochodzimy do największego zarzutu – część filmów była stara i już wcześniej prezentowana. Część z nich pojawiła się nawet podczas ubiegłorocznej edycji 2B Wheele’d. Dla mnie to nie do przyjęcia – to nie Gwiezdne Wojny czy Władca Pierścieni, żeby ludzie chodzili do kina po kilka razy!

Nie zabrakło też oczywiście jasnych punktów. Fajnie było przypomnieć sobie tegoroczną edycję Joy’a. Ciekawie na tle pozostałych wypadł też jedyny film freeridowy z Sebastianem Koczarą. Po pokazie tanecznych umiejętności Arka Perina na pewno wzrośnie liczba kobiet na jego wyjazdach i szkoleniach. No i puenta – „po***ne te wasze edity” idealnie podsumowała wieczór. W połączeniu z dobrym towarzystwem spowodowało to, że ten wieczór nie był stracony. Ale mógł być dużo lepszy.